Nie mogło być inaczej. Jak się jedzie z JSC w niedzielę na przejażdżkę, to się jedzie niemalże tempem maratonowym.
Było zimno, ale w grupie ciepło :) Było nas trochę, więc zimno nie było. Nie zapowiadali deszczu więc postanowiłem pojechać na Scott'cie (muszę obczaić jak to się odmienia:D ). Tym razem porozciągałem się solidnie. Na początku czułem trochę kolano prawe, ale po chwili już wszystko było git majonez. Prawdopodobnie delikatna korekta siodła to dała :) Mogłem jechać mocno. Scott też idzie pięknie. Hamulce się chyba jeszcze docierają, bo dzisiaj mało nie przeleciałem przez kierownicę. Chciałem tylko delikatnie zwolnić :D
Jeśli dzisiaj uda mi się przewieźć autobusem rower do Krakowa, to w tygodniu będzie test w terenie :D Jeszcze trzeba mostek i sztycę zakupić, ale póki co nigdzie nie ma tego co chcę. No i koła... na razie jeżdżę na pożyczonych.
Stało się! Po niemal roku od zakupu ramy skompletowałem prawie wszystkie części i złożyłem nowy rower. Jest nieco lżejszy od starego, ma hamulce hydrauliczne zamiast v-break i ma amortyzator :)
Oczywiście jak to zwykle bywa przy składaniu musiały wyjść niespodzianki. Razem z korbą nie dostałem zakrętki do lewej korby,a sztyca okazała się niekompatybilna ze stelażem siodła selle italia flite. Póki co problemów ze sprzętem innych nie ma.
Pierwsza jazda: razem z Kubą Z. i Marcinem W. udaliśmy się na Osiek. Było bardzo zimno, a po 10 km zaczął padać deszcz ze śniegiem i wiać mocny wiatr. W Dębowcu zorientowałem się, że mam za nisko siodełko (zaczęło boleć mnie kolano). Poprawiłem szybko i jechałem dalej. Wyjątkowo ciężko mi się jechało. Jest kilka powodów, jednym z nich jest taki, że cały tydzień jeździłem na szosie :) Wskoczyłem na górala i szok! Opór taki, waga, że myślałem, że z rowerem coś nie tak. Ale już po chwili zrobiło się całkiem normalnie. W Osieku zaczęły mnie boleć plecy w krzyżu. Do tego tyłek mi się zsuwał. Jednak najgorsze były kolana. Dawno mnie tak nie bolały.
Czym to jest spowodowane? Nie wiem... a raczej nie jestem do końca pewny. Wczoraj wracałem autobusem ponad 3,5 godziny z Krakowa cały czas siedząc w ciasnocie. Nie ma nic gorszego dla kolan niż zgięte kolana bez ruchu. W nocy też siedziałem nad projektem ze zgiętymi nogami i dołożyłem. Kolejny powód, to zmieniony Q-factor w korbie. Niewątpliwie mufa supportu jest krótsza, ale mimo podkładek jakoś inaczej mi się jeździ. Wreszcie trzecia rzecz: kompletnie inna geometria ramy niż w Krossie. Tutaj górna rura jest znacznie wydłużona, przez co mostek nie musi byś już tak długi, w ogóle przód jest dość wysoko, a rura podsiodłowa jest znacząco pochylona w tył. Do tego sztyca z offsetem zrobiła swoje. Tyłek mam wyjątkowo (jak na mnie) daleko za linią supportu. Jutro być może się uda pojechać i to jeszcze wybadać.
Natomiast pozytywne cechy, to działający amortyzator :D Coś pięknego. No i hamulce hydrauliczne, których działanie mnie wręcz zaskoczyło - to jest ta żyleta, o której tyle się mówi :)
Na razie przejechane na nim 30 km, tylko na szosie, ale jeśli chodzi o samą pracę to wszystko gra jak trzeba. Jedynie uswienia trzeba opanować, żeby nic nie bolało. Ale to już metodą prób i błędów.
Mam nadzieję, że ten rower bardzo długo mi posłuży :) Za niedługo dam dłuższy opis i zważę go w mbiku :) Może nawet zrobię zdjęcie, chociaż niezbyt lubię fotografować moje rowery :)
Wybrałem się na dłuższą przejażdżkę. Niezłe góry. Wczorajsze podjazdy odbiły się na dzisiejszej jeździe niesamowicie niskim tętnem, co oznacza, że jednym słowem jestem wyjebany i nie wiem czy to był najlepszy pomysł aby iść dzisiaj na rower.
Jednak ze względu na jutrzejsze załamanie pogody wolałem iść dzisiaj niż robić sobie 2-3 dniową przerwę.
Dzisiaj udało się pojechać w 20-stopniowej temperaturze, całkiem na krótko. Wymyśliłem, że znowu zrobię podjazdy, a jutro wytrzymałość. Czwartek będzie musiał być wolny, bo wraca zima i nawet nie mam w Krakowie na czym zrobić treningu. Chyba, że wpadnę na to, żeby trenażer ustawić na większe koła i zacisk będzie pasował :)
w każdym razie zrobiłem znowu 5 podjazdów, całkiem fajnie poszły. Na trzecim podjeździe spotkałem Janka Sz., które widziałem ostatni raz chyba na wakacjach :) Zrobiliśmy razem jeden podjazd (2), a potem jeszcze 3 mocne samemu.
Dłuższa jazda, wyjątkowo mocno jechaliśmy prawie 20 osobową ekipą. Fajnie, bo w ogóle kolana nie odczuwam mimo ogromnych obciążeń (puls 203 pod niezłą górę). Całkiem optymistycznie się zapowiada.
Najważniejsze, że w grupie, bez nudy i hardcorowo :)
Łukasz w tym roku jeszcze nie jeździł na rowerze, ale i tak mu świetnie szło. Mimo, że mieliśmy okropny wiatr w twarz dał radę i radośni zajechaliśmy do zaśnieżonego jeszcze Folusza :)
Pogoda się robi wiosenna, jest ciepło, ogólnie dobrze się czuję. Pierwszy raz w tym roku jechałem w krótkich spodenkach.
Na Grześkowej szosie wybrałem się robić podjazdy. Pierwszy raz w tym roku, na zasadzie ustalenia aktualnego poziomu wytrenowania. Ogólnie tak się przedstawiają parametry jak w danych wpisu.
Niby dobrze się czułem, ale czasy są takie sobie. Do budki przy parkingu przy najlepszym czasie miałem 2:30, ale wtedy z kolei później było ciężko. Tak czy siak materiał porównawczy jest :)
Jak w tytule. Pogoda się zaczeła i koniec siłowni. Szkoda, bo ich godzina mi odpowiadała.
Przy okazji: pogoda popsuła się fatalnie do tego stopnia, że cały przemoczony wracałem z uczelni, podczas gdy wczoraj słońce świeciło na dobre. Chciałem dzisiaj pokrecić z tego powodu na trenażerze, ale mój rower z zaciskiem pod trenażer stoi u Grześka w piwnicy, a jego szosa nie ma takiego... i klapa. Może jutro, jeśli pogoda pozwoli.
Wybrałem się na Grześkowej szosie na trening. Ubzdurałem sobie, że pojadę do Skawiny, a tam gdzie mnie oczy poniosą. Rzeczywiście, pojechałem gdzie mnie oczy poniosą. Było bardzo ciepło, w oddali widziałem super góry i postanowiłem tam pojechać.
Super podjazd odnalazłem, chyba najdłuższy w okolicy Krakowa, przynajmniej z tych na których do tej pory jeździłem. Jeśli licznik dobrze pokazuje to mniej więcej 2 km podjazdu, momentami okrutnie stromego, że z trudem kręciłem w szosie korbą :) I dobrze. Tego mi było trzeba, tylko problem jest taki, że część podjazdu jest w fatalnym stanie, tzn. okropne dziury i dla roweru szosowego wręcz karkołomne. Ale podjazd długi jest i git.
Części do roweru skompletowałem prawie wszystkie, jeszcze nie będzie złożony w tym tygodniu, ale w przyszłym raczej na pewno :)