3. miejsce w ostatniej edycji Pucharu Tarnowa i 2. miejsce w klasyfikacji generalnej
Niedziela, 18 września 2011
· Komentarze(7)
Podobnie jak na IV eliminacji, nie mieliśmy czym dojechać do Tarnowa. Z Jasła ludzie niechętnie jeżdżą na XC. W dodatku pogoda ładna, więc woleli jechać gdzieś na wycieczkę niż na zawody. Niestety nie było też od kogo pożyczyć samochodu i klapa... Od 15:00 zacząłem dzwonić po ludziach i pytać o miejsce dla mnie i Marcina Mokrzyckiego. Dopiero po 20:00 udało się dodzwonić do Sławka Skóry i załatwić transport. Marcin nie czuł się najlepiej, więc pojechaliśmy we dwóch.
Bez pośpiechu o 9:30 wyjechaliśmy z Jasła. W godzinę przyjechaliśmy do Tarnowa, spokojnie zapisaliśmy się i pojechaliśmy na trasę 45 minut przed startem. Trasa zmieniona, moim zdaniem poprzednia była ciekawsza, ale ta i tak była porządna, jak na prawdziwe XC przystało. Natomiast tym razem więcej było wybojów, nawrotów, kawałek po delikatnym błocie. No też fajnie :) Przejechaliśmy w 15 minut spokojnym tempem całe okrążenie, a ja jeszcze sobie podjechałem raz na maksa pierwszy podjazd. Zjadłem ¾ banana. Piętnaście minut przed startem ostatnia toaleta i jazda na start. Spotkałem jeszcze Artura Miazgę i razem z nim i Arkiem Krzesińskim pojechaliśmy na krótką rozgrzewkę.
5 minut przed startem byliśmy już ustawieni. Stałem w drugiej linii za Mateuszem Woźniakiem. Pół minuty przed startem uruchomiłem bez problemów pulsometr. Sędzia nas wystartował. Start jak zawsze pod górę, bardzo to lubię. Jechało mi się świetnie. Od razu wystrzeliłem do przodu i sobie jechałem bez problemów pod górę. Wyszedłem nawet na pierwszego i tak jechałem aż do linii mety. Zaczął się chodnik i podjazd pod betonową płytę. Wtedy odcięło mnie... tak mnie cholernie zapiekło, że musiałem odpuścić to tempo i grupa 5 osób zaczęła mi już wtedy odjeżdżać. Kilka ciasnych zakrętów, parę zjazdów, krótki podjazd i wypad na łąkę. Tam miałem w zasięgu wzroku tą grupę. Wtedy wyprzedził mnie Arek, próbowałem z nim jechać, ale po kilkunastu sekundach znowu odpuściłem. Wtedy już wiedziałem, że nie będzie dobrze...
Cały czas na kole siedział mi Mateusz Woźniak. W końcu przycisnął i mnie wyprzedził. Mniej więcej do końca pierwszego okrążenia jechałem tuż za nim. Niestety na podjeździe pod płytę odjechał mi... porażka trochę, ale jakoś jechałem dalej. Za mną praktycznie nikogo, tak jak na poprzedniej edycji. Do samego końca wyścigu nie miałem za plecami nikogo, jedynie parę razy mijałem się z innymi zawodnikami.
Drugie okrążenie było wcale nie lepsze, a powiedziałbym, że nawet gorsze. Mateusz odjechał w cholerę na jakieś 15 sekund i ciągle zwiększał swoją przewagę. To było dziwne, bo na objeździe podjazdy, które teraz z przymusu jechałem miękko, jechałem bardzo twardo i szybko. Nie wiem co się stało.
Na początku czwartego okrążenia zobaczyłem Mateusza Woźniaka podążającego w przeciwną stronę. Okazało się, że urwał hak przerzutki i teraz jechałem na 3 pozycji w orliku. Jechałem wciąż kiepsko, ale mniej więcej w połowie okrążenie wstąpiło we mnie coś, co w końcu uruchomiło „silniki” ;) Złapałem drugi oddech i zacząłem jechać swoje. Szkoda, że tak późno. Podjazdy, które pokonywałem ze środkowej tarczy, teraz podjeżdżałem z blata, na stojąco. Nie mogłem się nadziwić jak szybko pokonywałem podjazdy na łąkach. Niesamowite po prostu. Czułem, że w końcu jadę. Tak samo było na ostatnim okrążeniu. Jechałem bardzo mocno i dobrze technicznie. Wtedy zacząłem się zastanawiać dlaczego tak źle mi się jechało z początku... niestety nadal nie wiem o co chodzi.
Na metę wjechałem 3. w kategorii. Wygrał Arek Krzesiński, który jest jak zawsze w niesamowitej formie. Chwilę za mną przyjechał Damian Wojtowicz. Wraca do siebie po kontuzji... to mi się podoba ;) Trzymałem cały czas za niego kciuki.
Natomiast po moim starcie czułem porażkę, taki niedosyt. Nie wiem co się stało, mimo że teoretycznie byłem wypoczęty aż nadto. No ale było, minęło ;)
Szczęśliwie się złożyło, że wskoczyłem w klasyfikacji generalnej na 2 miejsce! Bardzo miłe zaskoczenie. W sumie walczyłem o 3. miejsce, kalkulując jak musiałby się skończyć wyścig, żeby mi się udało na 3. wejść. Okazało się, wskoczyłem na 2. Pojechałem 3 edycje z 5, a i tak wystarczyło. Mało kto miał wszystkie edycje, no ale nie dziwota, skoro wyścig pokrył się z maratonem w Iwoniczu. Nie wiem na co liczyli organizatorzy Pucharu Tarnowa? Że zawodnicy przyjadą do nich? Łatwiej jest przestawić XC niż maraton, ale niestety orgi do tego jeszcze nie doszli.
W tym roku pierwszy raz startowałem w Pucharze Tarnowa. Bardzo mi się podobało :) W pierwszej eliminacji skończyłem wyścig na 2. miejscu. Na czwartej edycji zwyciężyłem, a teraz byłem 3. Nie mogę narzekać.
Mogę natomiast z perspektywy zawodnika napisać co mi się podoba w Pucharze Tarnowa, a co nie. Zacznę od tego, że na Pucharze Tarnowa zawsze jest wysoki poziom. Wszystko trzyma się kupy i plan jest co do minuty dopracowany. Oprócz tego są fajne nagrody i odpowiednio dużo kategorii wiekowych. Ale najlepsza jest trasa. Dobre XC po prostu.
Co mi się nie podoba? Marna medialność. Kolejna zaprzepaszczona szansa na zaistnienie w świadomości kolarzy. Nie ma informacji w portalach branżowych, praktycznie raz czy dwa znalazłem jakąś wzmiankę. Kolejni organizatorzy, którym nie zależy na tym, żeby ich cykl był popularny. Ale trudno, żeby się komuś chciało napisać relację, skoro wyniki publikowane są 4 albo 5 dni po zawodach. Zdjęć od drugiej edycji nie ma już wcale. To jest trochę niepoważne traktowanie nie tylko mediów, ale przede wszystkim zawodników. Odnoszę wrażenie, podobnie jak przy Family Cup, że organizatorzy wiedzą swoje i po kilkunastu latach nie mają zamiaru iść z duchem czasu, żeby bardziej zaistnieć w mediach, uczynić tę imprezę bardziej prestiżową, a co za tym idzie przyciągnąć jeszcze większą liczbę zawodników. Ostatnią rzeczą jest brak nagród za generalkę. Oczywiście nie nagrody są najważniejsze, ale trzeba jakoś zawodników zmotywować do „robienia generalki”.
Tak czy siak, podoba mi się Puchar Tarnowa. Rzeczy, o których wyżej pisałem, w większości są do poprawienia w bardzo łatwy sposób. Jednak ciągle jestem pod wrażeniem tego, że wszystko tam jest tak dobrze ogarnięte. Za rok spróbujemy zrobić w Jaśle XC i może się uda to ogarnąć co najmniej tak dobrze jak Puchar Tarnowa.
To był prawdopodobnie mój ostatni wyścig w tym sezonie. Jest jeszcze uphill w Korczynie i bikemaraton w Kielcach, ale najwyraźniej jestem już wypalony po sezonie. Za jakiś czas napiszę podsumowanie mojego sezonu 2011. Jeśli ktokolwiek to czyta, to zapraszam jeszcze we wrześniu do jego przeczytania. Śledźcie na bieżąco ;)
Pozdrawiam,
Wojtek Wantuch
Bez pośpiechu o 9:30 wyjechaliśmy z Jasła. W godzinę przyjechaliśmy do Tarnowa, spokojnie zapisaliśmy się i pojechaliśmy na trasę 45 minut przed startem. Trasa zmieniona, moim zdaniem poprzednia była ciekawsza, ale ta i tak była porządna, jak na prawdziwe XC przystało. Natomiast tym razem więcej było wybojów, nawrotów, kawałek po delikatnym błocie. No też fajnie :) Przejechaliśmy w 15 minut spokojnym tempem całe okrążenie, a ja jeszcze sobie podjechałem raz na maksa pierwszy podjazd. Zjadłem ¾ banana. Piętnaście minut przed startem ostatnia toaleta i jazda na start. Spotkałem jeszcze Artura Miazgę i razem z nim i Arkiem Krzesińskim pojechaliśmy na krótką rozgrzewkę.
5 minut przed startem byliśmy już ustawieni. Stałem w drugiej linii za Mateuszem Woźniakiem. Pół minuty przed startem uruchomiłem bez problemów pulsometr. Sędzia nas wystartował. Start jak zawsze pod górę, bardzo to lubię. Jechało mi się świetnie. Od razu wystrzeliłem do przodu i sobie jechałem bez problemów pod górę. Wyszedłem nawet na pierwszego i tak jechałem aż do linii mety. Zaczął się chodnik i podjazd pod betonową płytę. Wtedy odcięło mnie... tak mnie cholernie zapiekło, że musiałem odpuścić to tempo i grupa 5 osób zaczęła mi już wtedy odjeżdżać. Kilka ciasnych zakrętów, parę zjazdów, krótki podjazd i wypad na łąkę. Tam miałem w zasięgu wzroku tą grupę. Wtedy wyprzedził mnie Arek, próbowałem z nim jechać, ale po kilkunastu sekundach znowu odpuściłem. Wtedy już wiedziałem, że nie będzie dobrze...
Cały czas na kole siedział mi Mateusz Woźniak. W końcu przycisnął i mnie wyprzedził. Mniej więcej do końca pierwszego okrążenia jechałem tuż za nim. Niestety na podjeździe pod płytę odjechał mi... porażka trochę, ale jakoś jechałem dalej. Za mną praktycznie nikogo, tak jak na poprzedniej edycji. Do samego końca wyścigu nie miałem za plecami nikogo, jedynie parę razy mijałem się z innymi zawodnikami.
Drugie okrążenie było wcale nie lepsze, a powiedziałbym, że nawet gorsze. Mateusz odjechał w cholerę na jakieś 15 sekund i ciągle zwiększał swoją przewagę. To było dziwne, bo na objeździe podjazdy, które teraz z przymusu jechałem miękko, jechałem bardzo twardo i szybko. Nie wiem co się stało.
Na początku czwartego okrążenia zobaczyłem Mateusza Woźniaka podążającego w przeciwną stronę. Okazało się, że urwał hak przerzutki i teraz jechałem na 3 pozycji w orliku. Jechałem wciąż kiepsko, ale mniej więcej w połowie okrążenie wstąpiło we mnie coś, co w końcu uruchomiło „silniki” ;) Złapałem drugi oddech i zacząłem jechać swoje. Szkoda, że tak późno. Podjazdy, które pokonywałem ze środkowej tarczy, teraz podjeżdżałem z blata, na stojąco. Nie mogłem się nadziwić jak szybko pokonywałem podjazdy na łąkach. Niesamowite po prostu. Czułem, że w końcu jadę. Tak samo było na ostatnim okrążeniu. Jechałem bardzo mocno i dobrze technicznie. Wtedy zacząłem się zastanawiać dlaczego tak źle mi się jechało z początku... niestety nadal nie wiem o co chodzi.
Na metę wjechałem 3. w kategorii. Wygrał Arek Krzesiński, który jest jak zawsze w niesamowitej formie. Chwilę za mną przyjechał Damian Wojtowicz. Wraca do siebie po kontuzji... to mi się podoba ;) Trzymałem cały czas za niego kciuki.
Natomiast po moim starcie czułem porażkę, taki niedosyt. Nie wiem co się stało, mimo że teoretycznie byłem wypoczęty aż nadto. No ale było, minęło ;)
Szczęśliwie się złożyło, że wskoczyłem w klasyfikacji generalnej na 2 miejsce! Bardzo miłe zaskoczenie. W sumie walczyłem o 3. miejsce, kalkulując jak musiałby się skończyć wyścig, żeby mi się udało na 3. wejść. Okazało się, wskoczyłem na 2. Pojechałem 3 edycje z 5, a i tak wystarczyło. Mało kto miał wszystkie edycje, no ale nie dziwota, skoro wyścig pokrył się z maratonem w Iwoniczu. Nie wiem na co liczyli organizatorzy Pucharu Tarnowa? Że zawodnicy przyjadą do nich? Łatwiej jest przestawić XC niż maraton, ale niestety orgi do tego jeszcze nie doszli.
W tym roku pierwszy raz startowałem w Pucharze Tarnowa. Bardzo mi się podobało :) W pierwszej eliminacji skończyłem wyścig na 2. miejscu. Na czwartej edycji zwyciężyłem, a teraz byłem 3. Nie mogę narzekać.
Mogę natomiast z perspektywy zawodnika napisać co mi się podoba w Pucharze Tarnowa, a co nie. Zacznę od tego, że na Pucharze Tarnowa zawsze jest wysoki poziom. Wszystko trzyma się kupy i plan jest co do minuty dopracowany. Oprócz tego są fajne nagrody i odpowiednio dużo kategorii wiekowych. Ale najlepsza jest trasa. Dobre XC po prostu.
Co mi się nie podoba? Marna medialność. Kolejna zaprzepaszczona szansa na zaistnienie w świadomości kolarzy. Nie ma informacji w portalach branżowych, praktycznie raz czy dwa znalazłem jakąś wzmiankę. Kolejni organizatorzy, którym nie zależy na tym, żeby ich cykl był popularny. Ale trudno, żeby się komuś chciało napisać relację, skoro wyniki publikowane są 4 albo 5 dni po zawodach. Zdjęć od drugiej edycji nie ma już wcale. To jest trochę niepoważne traktowanie nie tylko mediów, ale przede wszystkim zawodników. Odnoszę wrażenie, podobnie jak przy Family Cup, że organizatorzy wiedzą swoje i po kilkunastu latach nie mają zamiaru iść z duchem czasu, żeby bardziej zaistnieć w mediach, uczynić tę imprezę bardziej prestiżową, a co za tym idzie przyciągnąć jeszcze większą liczbę zawodników. Ostatnią rzeczą jest brak nagród za generalkę. Oczywiście nie nagrody są najważniejsze, ale trzeba jakoś zawodników zmotywować do „robienia generalki”.
Tak czy siak, podoba mi się Puchar Tarnowa. Rzeczy, o których wyżej pisałem, w większości są do poprawienia w bardzo łatwy sposób. Jednak ciągle jestem pod wrażeniem tego, że wszystko tam jest tak dobrze ogarnięte. Za rok spróbujemy zrobić w Jaśle XC i może się uda to ogarnąć co najmniej tak dobrze jak Puchar Tarnowa.
To był prawdopodobnie mój ostatni wyścig w tym sezonie. Jest jeszcze uphill w Korczynie i bikemaraton w Kielcach, ale najwyraźniej jestem już wypalony po sezonie. Za jakiś czas napiszę podsumowanie mojego sezonu 2011. Jeśli ktokolwiek to czyta, to zapraszam jeszcze we wrześniu do jego przeczytania. Śledźcie na bieżąco ;)
Pozdrawiam,
Wojtek Wantuch