Miałem pobiec na Gorajowice, ale już się ciemno robiło i bałem się, że nie zdążę. Biegłem sam, bo Kamil pojechał do Rzeszowa, Grzesiek był wyrąbany po pracy i nartach. Nie było z kim.
Wystartowałem koło 15-tej. Na dobry początek zapomniałem pulsometru i wróciłem się po niego. Przez pierwsze 10-15 minut trzymała mnie kolka. Ale najgorsze to jest kolano. Tak mnie jakoś dziwnie kuło, że chciałem się szybko wracać. Na szczęście przeszło po chwili.
Nie było wiatru, było względnie ciepło i dobrze się wałami biegło.
Zgodnie z planem pobiegliśmy z Kamilem zaraz po południu :) Ahh... jaki śnieżek, to głowa mała. Coś pięknego. Nie ma co się rozpisywać... Jutro basen wieczorem.
Elegancko w kilkunastoosobowej grupie wybraliśmy się na przejażdżkę. Było strasznie ciepło, a ja ubrałem się jak na mrozy ;) Kania w czapce mikołaja :D W przyszłym roku wszyscy pojadą w czapkach mikołajowych :D Tak że wyjazd super, chociaż zapomniałem ubrać pulsometr. W niedzielę chłopaki też jadą, ale ja sobie z Kamilem pójdę biegać :) A w poniedziałek wieczór na basen.
Naszło mnie na delikatną jazdę dzisiaj na trenażerze, więc sobie ustawiłem w kuchni trenażer i zacząłem kręcić. Przypomniałem sobie, że na maratonie w Przemyślu jechałem z kamerą na kierownicy i w ramach przypomnienia sobie obejrzę :D
To było coś genialnego, czego mi brakuje gdy jadę na trenażerze. Od samego startu do samej mety (z przerwami) czas mijał mi szybciej niż na dzisiejszym egzaminie. To mi się podobało. W końcu nie było nudy. Szkoda, że po maratonie w Żegiestowie padła nam ta kamera, ale muszę powiedzieć, że o wiele bardziej mi się podoba nawet słabej jakości nagranie z maratonu niż jakieś Real Video Tacxa :)
Dzień przed egzaminem połówkowym postanowiłem, zamiast spędzić przed wykładami, popływać jak co tydzień. Znowu na basenie UEKu. Hardcorowo, bo w końcu coś kraulem zacząłem ogarniać. Nie chodzi bynajmniej o technikę, ale fajnie przy okazji się nauczyć dobrze pływać. A może akurat w przyszłym roku jakiś triathlon zaliczę :)
To był hardcore... Wybraliśmy się w celach rozrywkowych na lodowisko Cracovii. Pierwszy raz od paru lat jeździłem na łyżwach. Nawet nieźle, tylko mnie poniosło za bardzo (nie wywróciłem się, po prostu za mocno pojechałem :P )... i coś mi się stało z mięśniem udowym. Jak siedząc podnoszę lewą nogę czuję przeszywający ból od pachwiny po wewnętrznej stronie tak gdzieś do połowy uda w dół.
Całe szczęście, że nie przeszkadza to na basenie czy jeździe na rowerze, ale przy wstawaniu daje o sobie znać. W ogóle lodowisko to jest nie miejsce dla mnie. Kolana przyjmują takie obciążenia, że głowa mała, a w sumie pożytku z tego nie ma wielkiego (no i jeszcze wydatek kupy kasy... skurczybyki nawet 2 zł za szafkę biorą).
Ale reasumując, fajnie było. Natomiast sprawdziły się moje przypuszczenia, że lodowisko i łyżwy to nie będzie najlepszy pomysł.
Bieganie ponownie wzdłuż Prądnika. Wyciągnąłem puls 214 :D Myślę, że to jakiś błąd, ale dla porządku podaję. W razie gdyby to się kiedyś powtórzyło to będę wiedział, że rzeczywiście tak się stało.
Nie ma opierda$%nia sje! Jak powiedział klasyk. Dzisiaj ze względu na wybitnie piękną słoneczną pogodę wybrałem się koło południa na rower. Przejechałem sobie od kopca Kościuszki, przez zoo do kopca Piłsudskiego. Poezja, cud miód, git majonez ;) Ubity i zmrożony śnieg jest świetny.
W ogóle pomyślałem sobie, że fajnie byłoby zobaczyć zimą kopiec i może na niego wyjechać, żeby cały Kraków zobaczyć. Bałem się trochę jechać na górę, ale jak zobaczyłem ślady kogoś kto na nartach zjeżdżał po tym stromym zboczu, przestałem się czegokolwiek obawiać :D
Wyjechałem na szczyt, ale niestety nic oprócz pobliskiego lasu nie było widać. Niestety wszystko dookoła było spowite jakąś "mgłą". Mimo to pięknie się w zimowej porze lasek wolski prezentuje.
Zjechałem z kopca i pomknąłem ścieżkami w lesie :D Bardzo, ale to bardzo utwardzonymi przez narciarzy. Jakiż to piękny downhill poszedł :D Śnieg bielutki, muldy, zakręty... hardcore :D To była świetna zabawa. Na trenażerze niestety nie idzie doświadczyć, ale taki wypad to coś wspaniałego. W sumie pojechałem na czuja, nie znałem tych ścieżek, ale warto było jechać:P
Niestety mróz był okropny. W drodze powrotnej zaczęły mi odmarzać palce u stóp i policzki. Za to w dłonie było mi bardzo ciepło. Jednak rękawice narciarskie robią swoje.
Warto jeszcze dodać, że wybrałem się na mojej uczelnianej Nakamurze... to jest jednak zarąbisty rower. Kupiony za grosze miał służyć tylko na dojazdy do uczelni, a stał się oprócz tego zimówką.