Oj, tym razem już mocniejszy trening na trenażerze niż ostatnim razem. (przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie zobaczyłem średniego pulsu!)
Za radą kolegi piotrj, kupiłem sobie pod trenażer folię poliueretanową(chyba tak to się profesjonalnie zwie). Konkretnie w Castoramie, 3 metry bieżące grubość 2mm i szerokości metra. Cena za mb 1,90 ;) W domu pociąłem to odpowiednio i 8-warstwowy podkład pod trenażer spisał się idealnie. Bez porównania nawet ze staniem na gołej podłodze.
Za podstawkę pod przednie koło tym razem posłużyły książki telefoniczne i katalogi firm, których odnalazłem w szafce cały stos ;) Polecam bardzo.
Przy okazji, złożyłem sobie wiatrak, nauczony poprzednim treningiem, że bez tego spocę się jak świnia. Rzeczywiście, wiatrak dał sobie radę ze mną i w zasadzie ani razu nie wytarłem się ręcznikiem.
Co do samego treningu, to zapuściłem sobie komedię półtoragodzinną. Zauważyłem, że znowu bardzo niskie pulsy osiągam. Prędkość zdecydowanie większa od ostatniego razu, ze względu na to, że już nie ma takiego hałasu, ale tętno momentami spadało mi nawet poniżej 100 uderzeń. Albo jestem zmęczony albo nie mam motywacji, żeby non-stop na wysokich obrotach kręcić.
Natomiast z kolanem jest lepiej. Tym razem 1,5 h jazda i nawet nie doskwierało. Cieszy mnie to :) Następny trening trenażerowy planuję na wtorek. Jutro basen.
Stało się. Kupiłem trenażer. Wybór padł na Tacx Siriusa. Udało mi się nówkę wyhaczyć za 580 złotych. Paczka przyszła w biegłą środę, ale niestety okazało się, że nie mam niezbędnych narzędzi (2x klucz 13mm) i dopiero po powrocie z Jasła (niedziela) złożyłem do kupy ten trenażer i zmieniłem oponę w góralu na dedykowaną pod trenażer ;)
Trochę było przy tym wszystkim zabawy, ale ogólnie poszło sprawnie :)
Miejscem, w którym odbył się mój pierwszy w życiu trening na trenażarze stała się KUCHNIA :) Jest spora, więc nie był to problem. Kłopoty natomiast zaczęły się pojawiać podczas jazdy. Przy prędkości poniżej 20 km/h trenażer chodzi cichuteńko. Natomiast jak na komenę, powyżej 20 km/h zaczyna „buczeć”, „drżeć”, „wibrować” itp... Domyślam się, że to za sprawą tego, że stoi na gołej podłodze i to w dodatku na płytkach. Mam nadzieję, że karimaty i folia bąbelkowa pomogą i wyciszą nieco to wszystko.
Wyciszą bynajmniej nie ze względu na mnie, a ze względu na moich współlokatorów i sąsiadów z dołu. Co prawda była godzina 18, ale mimo to lepiej nie zadzierać z sąsiadami :) Ja sobie z hałasem radzę. Z nudą chyba nawet też. LAPTOP: that is the answer :) Muzyczka, film (ewentualnie real video tacxa), a nawet na gg dałem radę pisać :)
Natomiast muszę powiedzieć, że jadąc na trenażerze czas płynie inaczej. W pewnej chwili wydawało mi się, że jadę już pół godziny. Niestety po spojrzeniu na licznik z niedowierzaniem widziałem, że jadę dopiero 5 minut! Nie żebym był jakiś fizycznie zmęczony, tylko po prostu psychicznie wydawało mi się, że już minęło znacznie więcej czasu.
Kolejna spraw to puls. Przez pół treningu nie wychodziłem ponad 130 uderzeń na minutę. Było to spowodowane m.in. tym, że przy większych prędkościach, jak wspomniałem wyżej, cały razem z rowerem, zaczynałem wibrować. Mnie to problemu nie sprawiało, jednak z uwagi na sąsiadów i współlokatorów dałem sobie spokój z mocną jazdą. Chwilami tylko puls dochodził do 140. Jak na mnie to bardzo niski puls, więc za wiele nie wyciągnąłem podczas tej jazdy.
Natomiast widać po mnie było zupełnie całkiem co innego. Co minutę musiałem się ocierać ręcznikiem z potu. Tak się pociłem... przy w sumie niewielkim obciążeniu. Niestety. Jednak już w maju tego roku, kiedy przyszły straszne upały pomyślałem, że warto zainwestować w wiatrak. Pomyślałem, że przyda się jeszcze na zimę do trenażera. W najbliższym czasie go złożę, bo bez tego raczej się nie da.
Ogólne wrażenia z pierwszego treningu na trenażerze są pozywne w moim wypadku. Bałem się, że nie dam psychicznie rady. Muszę załatwić natomiast jakieś maty pod trenażer, bo niestety do bardziej intensywnego treningu potrzebne są większe prędkości, a co za tym idzie hałas też się zwiększy.
Najgorszą rzeczą jest to, że po ok, pół godziny zaczęło mnie znowu boleć prawe kolano... Porażka. Nie wiem czy kadencja za mała, czy zła pozycja na rowerze... Nie wiem tego. Magnes od kadencji zostawiłem w starej korbie ;) Wiem natomiast, że kolagen i glukozamina nadal muszą się pokazywać w mojej codziennej diecie. Nie ma bata innego.
Następny trening na trenażerze może w czwartek, a jak nie to w piątek. Coś ma być cieplej, więc jeśli nie będzie deszczu to na pewno pójdę pojeździć na świeżym powietrzu, bo taki indoor cycling nie może być zbyt częsty, żeby nie nabrać wstrętu do trenażera.
PS Jeszcze bardzo bym chciał wiedzieć jak szanowna pani Karolina Kozela uczy się do egzaminu jadąc na trenażerze, bo po dziesiejszym treningu uważam to za niewykonalne, a przynajmniej nie ot tak. Jak następnym razem nie uda mi się przerobić wykładu jadąc na trenażerze, to wystosuję specjalnie do bikeBoardu list z zapytaniem w tej sprawie ;) Bo tam Karolina Kozela o tym pisała/mówiła.
PS 2 Miał być nowy lay tego bloga, ale nie mam czasu/nie chce mi się/muszę się wyspać :)
W niedzielę z Kanią, Kubą i Tomkiem wybraliśmy się przy -12 stopnia na przejażdżkę do Skołyszyna. Po godzinie mimo ochraniaczy na noga zaczęły mi odmarzać palce u stóp. Niby PRO VENTURA do -15 działa elegancko, ale czułem, że to "ciągnie" od podeszwy. Kuba też zmarzł. Początkowo jeszcze mi zamarzła twarz, ale przeszło :) Chociaż maska by się przydała.
W każdym razie w przepięknie ośnieżonej scenerii zrobiliśmy kilkadziesiąt km. Po powrocie do domu nie czułem palców. Dopiero w wannie tak niemiłosiernie zaczęły mnie boleć, że myślałem, że się popłaczę, ale nic to. Nie takie rzeczy człowiek znosił.
W każdym razie, super sprawa taka jazda, nawet przy tak niskiej temperaturze ;)
Piękny dzień :) Bardzo. Ponad 2 godziny biegu w przepięknej scenerii i w świetnym towarzystwie. A to przy delikatnym mrozie, ale za to w pełnym słońcu. Chcę to powtarzać jak najczęściej :)