Niech Was nie zwiedzie te 3 godziny jazdy. Oprócz tego była jeszcze godzina! Godzina na przechodzenie po drzewach i ich przeskakiwanie i chodzenie pod nimi.
Daliśmy się z Gackiem wpuścić w mal... w powalone drzewa. Od ubiegłego roku na zjeździe z Magury do Folusza zalegały powalone drzewa. Droga praktycznie była nieprzejezdna i tylko piesi nią chodzili.
Jednak wczoraj zauważyliśmy, że drzewa zostały usunięte. Więc radośnie postanowiliśmy, że nie zjedziemy tą samą drogą, tylko pojedziemy tam gdzie wcześniej były drzewa powalone.
Z każdym metrem było coraz fajniej, bo rzeczywiście drzewa powycinane i tylko wióry zostały. Niestety... gdzieś po przejechaniu 1/3 trasy napotykamy na pierwsze zwalone drzewo. Wtedy zaczyna się zabawa. Nie chce nam się wracać do góry, bo nie wiadomo czy dalej są czy nie ma drzewa, może to po ostatnich wiatrach spadło...
A gdzie tam... było coraz gorzej. Drzewa bez przesady co 30-40 metrów... momentami nie opłacało się wsiadać na rower. Tym sposobem z 20 minutowego zjazdu zrobił się ponad godzinny spacer z przeszkodami.
Za to pogoda była wprost idealna: słonecznie, ciepło i bezchmurnie. Cudownie jednym słowem. A co nas zdziwiło, to to, że już w ogóle ani śladu po śniegu nie zostało, a rok temu o tej porze na szczycie szliśmy po kolana w śniegu ;)
Elegancko, w 11 osób o 10 z hakiem z rynku w Jaśle w niedzielę wyjechaliśmy na "przejażdżkę". Część osób na kolarkach. Dachu i Paweł na nowych kolareczkach. Każdy z JSC sobie kupuje szosę, więc pewnie w przyszłym roku otworzymy sekcję szosową :D
Co do samej wycieczki, to momentami wydawało mi się, że jedziemy na wyścigu xD oczywiście każdy sobie zdawał sprawę, że to idiotyzm, ale odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła (no może nie do końca), jednak było fajnie.
Od jutra podobno śnieg, deszcz ze śniegiem, mróz itd...
Może jutro zamówię trenażer i ochraniacze na buty. O ile nie zapomnę...