Pierwsza w życiu jazda na trenażerze
Trochę było przy tym wszystkim zabawy, ale ogólnie poszło sprawnie :)
Miejscem, w którym odbył się mój pierwszy w życiu trening na trenażarze stała się KUCHNIA :) Jest spora, więc nie był to problem. Kłopoty natomiast zaczęły się pojawiać podczas jazdy. Przy prędkości poniżej 20 km/h trenażer chodzi cichuteńko. Natomiast jak na komenę, powyżej 20 km/h zaczyna „buczeć”, „drżeć”, „wibrować” itp... Domyślam się, że to za sprawą tego, że stoi na gołej podłodze i to w dodatku na płytkach. Mam nadzieję, że karimaty i folia bąbelkowa pomogą i wyciszą nieco to wszystko.
Wyciszą bynajmniej nie ze względu na mnie, a ze względu na moich współlokatorów i sąsiadów z dołu. Co prawda była godzina 18, ale mimo to lepiej nie zadzierać z sąsiadami :) Ja sobie z hałasem radzę. Z nudą chyba nawet też. LAPTOP: that is the answer :) Muzyczka, film (ewentualnie real video tacxa), a nawet na gg dałem radę pisać :)
Natomiast muszę powiedzieć, że jadąc na trenażerze czas płynie inaczej. W pewnej chwili wydawało mi się, że jadę już pół godziny. Niestety po spojrzeniu na licznik z niedowierzaniem widziałem, że jadę dopiero 5 minut! Nie żebym był jakiś fizycznie zmęczony, tylko po prostu psychicznie wydawało mi się, że już minęło znacznie więcej czasu.
Kolejna spraw to puls. Przez pół treningu nie wychodziłem ponad 130 uderzeń na minutę. Było to spowodowane m.in. tym, że przy większych prędkościach, jak wspomniałem wyżej, cały razem z rowerem, zaczynałem wibrować. Mnie to problemu nie sprawiało, jednak z uwagi na sąsiadów i współlokatorów dałem sobie spokój z mocną jazdą. Chwilami tylko puls dochodził do 140. Jak na mnie to bardzo niski puls, więc za wiele nie wyciągnąłem podczas tej jazdy.
Natomiast widać po mnie było zupełnie całkiem co innego. Co minutę musiałem się ocierać ręcznikiem z potu. Tak się pociłem... przy w sumie niewielkim obciążeniu. Niestety. Jednak już w maju tego roku, kiedy przyszły straszne upały pomyślałem, że warto zainwestować w wiatrak. Pomyślałem, że przyda się jeszcze na zimę do trenażera. W najbliższym czasie go złożę, bo bez tego raczej się nie da.
Ogólne wrażenia z pierwszego treningu na trenażerze są pozywne w moim wypadku. Bałem się, że nie dam psychicznie rady. Muszę załatwić natomiast jakieś maty pod trenażer, bo niestety do bardziej intensywnego treningu potrzebne są większe prędkości, a co za tym idzie hałas też się zwiększy.
Najgorszą rzeczą jest to, że po ok, pół godziny zaczęło mnie znowu boleć prawe kolano... Porażka. Nie wiem czy kadencja za mała, czy zła pozycja na rowerze... Nie wiem tego. Magnes od kadencji zostawiłem w starej korbie ;) Wiem natomiast, że kolagen i glukozamina nadal muszą się pokazywać w mojej codziennej diecie. Nie ma bata innego.
Następny trening na trenażerze może w czwartek, a jak nie to w piątek. Coś ma być cieplej, więc jeśli nie będzie deszczu to na pewno pójdę pojeździć na świeżym powietrzu, bo taki indoor cycling nie może być zbyt częsty, żeby nie nabrać wstrętu do trenażera.
PS Jeszcze bardzo bym chciał wiedzieć jak szanowna pani Karolina Kozela uczy się do egzaminu jadąc na trenażerze, bo po dziesiejszym treningu uważam to za niewykonalne, a przynajmniej nie ot tak. Jak następnym razem nie uda mi się przerobić wykładu jadąc na trenażerze, to wystosuję specjalnie do bikeBoardu list z zapytaniem w tej sprawie ;) Bo tam Karolina Kozela o tym pisała/mówiła.
PS 2 Miał być nowy lay tego bloga, ale nie mam czasu/nie chce mi się/muszę się wyspać :)
PS 3 Ułóż chłopie ten plan treningowy wreszcie