Pechowy start na XC w Jedliczu
Niedziela, 28 sierpnia 2011
· Komentarze(0)
Taki jest sport. To samo usłyszałem od speakera kiedy po 3 rundach prowadzenia w wyścigu wjechałem na metę po ostatnim okrążeniu jako ostatni zawodnik z pięknie obróconym łańcuchem.
Szok, czegoś takiego nie widziałem jeszcze. Po prostu przewinąłem łańcuch, tak jak się przewija koszulkę na lewą stronę :D
Po ostatnim zjeździe chciałem zredukować, na zjeździe miałem łańcuch na największym blacie i prawdopobnie spadł. Zredukowałem, ale kręciłem w miejscu. Myślałem, że tylko spadł i to wszystko. Jednak gdy zobaczyłem, to wpadłem w rozpacz. Łańcuch wykręcony, z góry, z dołu, jakby go ktoś obrócił na całej długości. Próbowałem go wyprostować. Myślałem, że po prostu któreś ogniwo wykrzywiłem albo coś.
No nawet choćbym nie wiem jak chciał, to nie potrafiłem nic z tym zrobić. To była część trasy, gdzie "zjazd" był jeszcze daleko przede mną, nawet nie zdążyłem zacząć biec jak dojechał do mnie goniący mnie zawodnik. Chwilę po nim kolejny i kolejny, bez szans po prostu. Straciłem nadzieję i przespacerowałem się do mety. Dopiero na mecie Kuba mi to w 10 sekund naprawił (!), ja bym na to nie wpadł, tak jak mówiłem.
Za to wyścig historyczny, bo nie dość, że na czas włączyłem pulsometr, to jeszcze okrążenia mierzyłem xD
Pierwsze: najszybsze 6:02 srednie 185 max 208 (szok) - jadę z Arkiem, Mateuszem Woźniakiem
Drugie: 6:03 średnie 187 209 (masakra) - Arek łapie gumę, a w zasadzie to opona mu spadła, od tego momentu jadę sam.
Trzecie: 6:13 srednie 192 max 204
Czwarte: 6:15 średnie 191 max 203 (dziwna zależność - średnie wyższe, czas gorszy)
Piąte: 6:19 średnie 190 max 199
Szóste - bez komentarza
Wyszło jak wyszło, szkoda. Trening natomiast był, noga podaje, strat w sprzęcie i w ciele nie ma, tak że jest git.
Szok, czegoś takiego nie widziałem jeszcze. Po prostu przewinąłem łańcuch, tak jak się przewija koszulkę na lewą stronę :D
Po ostatnim zjeździe chciałem zredukować, na zjeździe miałem łańcuch na największym blacie i prawdopobnie spadł. Zredukowałem, ale kręciłem w miejscu. Myślałem, że tylko spadł i to wszystko. Jednak gdy zobaczyłem, to wpadłem w rozpacz. Łańcuch wykręcony, z góry, z dołu, jakby go ktoś obrócił na całej długości. Próbowałem go wyprostować. Myślałem, że po prostu któreś ogniwo wykrzywiłem albo coś.
No nawet choćbym nie wiem jak chciał, to nie potrafiłem nic z tym zrobić. To była część trasy, gdzie "zjazd" był jeszcze daleko przede mną, nawet nie zdążyłem zacząć biec jak dojechał do mnie goniący mnie zawodnik. Chwilę po nim kolejny i kolejny, bez szans po prostu. Straciłem nadzieję i przespacerowałem się do mety. Dopiero na mecie Kuba mi to w 10 sekund naprawił (!), ja bym na to nie wpadł, tak jak mówiłem.
Za to wyścig historyczny, bo nie dość, że na czas włączyłem pulsometr, to jeszcze okrążenia mierzyłem xD
Pierwsze: najszybsze 6:02 srednie 185 max 208 (szok) - jadę z Arkiem, Mateuszem Woźniakiem
Drugie: 6:03 średnie 187 209 (masakra) - Arek łapie gumę, a w zasadzie to opona mu spadła, od tego momentu jadę sam.
Trzecie: 6:13 srednie 192 max 204
Czwarte: 6:15 średnie 191 max 203 (dziwna zależność - średnie wyższe, czas gorszy)
Piąte: 6:19 średnie 190 max 199
Szóste - bez komentarza
Wyszło jak wyszło, szkoda. Trening natomiast był, noga podaje, strat w sprzęcie i w ciele nie ma, tak że jest git.