Wicemistrzostwo Polski Amatorów w kolarstwie górskim, czyli Family Cup Kielce 3 września 2011 (VIDEO)

Sobota, 3 września 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Treningi, Zawody
Niby to była dla mnie impreza nr 2 w tym sezonie, ale przygotowywałem się do niej jak do jakiegoś ogórka. Sprawy związane z organizacją maratonu w Jaśle skutecznie przesłoniły treningi, chodziłem niewyspany i w ogóle nie tak to powinno wszystko wyglądać. Dzisiaj mamy 14 września, a ja dopiero teraz mam chwilkę czasu, aby cokolwiek napisać.

Przyjechaliśmy do Kielc przed 11:00. Ja, Kuba i Dachu. Mój start był o godzinie 13:30, a po moim wyścigu mieli wystartować Kuba i Dachu. Pogoda dla mnie idealna, chociaż nie był to taki straszny upał jak zdarzało się podczas wakacji. Mieliśmy mnóstwo wolnego czasu, więc rozkleiliśmy plakaty maratonu. Pojechaliśmy na trasę wyścigu. Trasa podobna do trasy w Iwoniczu. Chwilę pod górę, długo delikatnie w dół i bardzo długi podjazd, a potem średnio techniczny zjazd, krótki podjazd i zjazd do samej mety. Podczas objazdu trasy zaczął mnie denerwować przedni hamulec, który co chwilę ocierał o tarczę skrzypiąc. Na szczęście chwilę przed zawodami Kuba go wyregulował idealnie i wszystko było ok.



Mniej więcej godzinę przed startem nie byliśmy jeszcze przebrani. Oglądaliśmy sobie starty młodszych kategorii, totalny luz. Na pół godziny przed startem przypomnieliśmy sobie z Arkiem Krzesińskim, że pasuje się zacząć przebierać. Trochę za późno, co niestety odbiło się na rozgrzewce, a właściwie na jej braku. Kiedy już byliśmy gotowi podjechaliśmy na start. Zostało 5 minut. Ani ja, ani Arek nie byliśmy rozgrzani. Postanowiliśmy szybko skoczyć na krótką rozgrzewkę. Zrobilismy młą rundkę po okolicy i stanęliśmy na starcie. Stanąłem sobie za Arkiem, w drugim rzędzie. Nadal luz jak nie wiem co.

Repoterka z TVP Sport podeszła jeszcze do Arka i zapytała czy są emocje :D Arek jej na to odpowiedział, że nie ma, no i go wycięli z relacji :D

W każdym razie pozostało kilka sekund do startu, odpaliłem pulsometr i ruszyliśmy. Arek ruszył pierwszy, ja bez problemu na pierwszych 100 m dorównałem do niego i w las wjechaliśmy pierwsi. Od razu po górkę, ale krótko. Potem delikatnie w dół. Wtedy Arek powiedział do mnie: „tempo jak na maratonie” i zapytał: „to kiedy zaczniemy jechać?” :) Nie przeraziło mnie to jakoś specjalnie, bo rzeczywiście nie jechaliśmy na maksa, natomiast jadący za nami zawodnicy chyba po usłyszeniu tego trochę zwątpili ;) W każdym razie zjazd kończył się nawrotem i od razu zaczynał się podjazd. Jechałem równo z Arkiem, tuż za nami dwóch zawodników. Na pewno jechał Mateusz Woźniak, ale drugiego zawodnika nie pamietam. Wyrwałem się troszkę przed Arka, ale ten przypomniał mi, że nie robiliśmy rozgrzewki i nie ma sensu tak drzeć. Wtedy dotarło do mnie, że rzeczywiście nie było rozgrzewki i w świadomości mi to zostało na całe okrążenie. Mniej więcej w połowie podjazdu osłabłem albo to Arek przyspieszył. Inni zawodnicy też nie dali rady się zbliżyć. Rozpoczął się zjazd. Całkiem nieźle mi szło, zrobiłem przewagę sobie, ale Arek na końcu pierwszego okrążenia miał już 40 sekund przewagi! Ja nad Mateuszem miałem praktycznie na każdym okrążeniu jakieś 10 sekund przewagi i ostatecznie po 5 okrążeniach Arek zostawił nas na ponad 4 minuty!



Co ciekawe, pierwsze 3 okrążenia przejechałem równo po 10:30, a dwa ostatnie po 11:00. Cały czas oglądałem się za siebie i trzymałem Mateusza na dystans, ale wydaje mi się, że gdyby się sprężył na przedostatnim okrążeniu i ostatnim, to by mnie zrobił jak złoto... Ja nie miałem nawet siły odpowiedzieć w razie takiej akcji. Średnie tętno też mówi samo za siebie. Bo niby to jest 188, ale nie było momentu na odpoczynek, bo zjazdy były takie, że wypadało na nich dokręcać. Max też niziutki: 201. To nie był mój dzień. Przed wyścigiem w Tarnowie jak tylko się obudziłem, to wiedziałem, że to mój dzień. Czuć było moc, samopoczucie dobrze, a tutaj, to tak sobie z tym było. Chociaż i tak jestem zadowolony, bo Mateusz to mocny zawodnik. Arek chyba i tak jest w tym roku poza zasiegiem, ale że aż z taką stratą przegrać, to niedobrze.



Podczas wyścigu czułem, że to nie jest to. Nie pamiętam w tym roku, żeby aż tak mi zakwasiło mięśnie. To być może skutek braku rozgrzewki, ale też i zmęczania całym tygodniem.

Jakby na to nie patrzeć, tytuł Wicemistrza Polski jest :) Bardzo ładny szklany puchar też :) To był mój pierwszy występ w Family Cup. Startowałem w kategorii Orlik. Na temat samej organizacji imprezy wolałbym się nie wypowiadać, bo jak na taką rangę imprezy, to możliwości były wykorzystane chyba w 20%, jak nie gorzej. W kolejnym poście napiszę co sądzę o takiej organizacji.



Oprócz mnie z zawodników JSC tytuł wicemistrza w Juniorze wywalczył Piotrek Szudy. Kuba w Elicie był 6, a Mateusz urwał hak i rozwalił przerzutkę na drugim okrążeniu.

Video:


Foto: Family Cup

Pozdrawiam
Wojtek Wantuch

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa geipo

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]