Na 5 dni przed zawodami wybrałem się sprawdzić czy dam rade lepszy czas wykrecić. Dałem radę, chociaż to jeszcze nie jest to. W nawiasie dane z treningu poprzedniego, co obrazuje moje prawidłowe wnioski z poprzedniego treningu..
Zastanwiający jest puls średni dla pierwszej i ostatniej rundy. Czas ponad minutę lepszy, a puls taki sam. Niemniej jednak, ważne jest żeby być wypoczętym. Średni puls w porównaniu z poprzednim treningiem różni się średnio o ponad 12-13 uderzeń na minutę. Najlepszy czas wtedy jest najgorszym czasem teraz. Morał: jedź wypoczęty.
W ubiegłbym roku przejechałem 5 okrążeń w czasie 1:04:30, co daje średnio 12:54, a nie udało mi się takiego czasu do tej pory wykręcić.
Po wczorajszych opadach śniegu wydawało się, że niedziela będzie równie paskudna. Nic bardziej mylnego! Obudziłem się, patrzę, a słońce świeci aż miło. Bezchmurne niebo, temperatura co prawda 6 stopni, ale na sam widok cieplej się robi. Miałem w planach odpoczynek i jazdę w Pychowicach w poniedziałek, ale skusiłem się na delikatną szosę. Dzisiaj już trochę bardziej wypoczęty, bo dało się na wysoki puls wskoczyć kiedy tylko była potrzeba i kiedy chciałem się sprawdzić.
Delikatnie przejechałem do toru kajakowego ścieżką rowerową, potem pod kopiec Piłsudskiego i powrót tą samą drogą. Całkiem fajnie i spokojnie.
Udało mi się wyregulować zacisk i przestał ocierać :) Chciałem sprawdzić czy wszystko gra i pojechałem do Pychowic na jedną szybką rundkę, a potem po rogi do bikestudio.
Zrobiłem jedną rundę na maksa(tak na prawdę nie na maksa, bo znowu tętno niskie). Oto wynik: Czas 13:38 Hr avg 173 Hr Max 186
Dzisiaj odnalazłem wyniki z zawodów w Pychowicach z zeszłego roku. Udało mi się 5 okrążeń przejechać w czasie 1:04:30, co daje 12:54 na jedno okrążenie, czyli o 34s lepiej niż to wczorajsze okrążenie. Jest to możliwe, patrząc na tętno. Jutro ustawka w Pychowicach. Teraz w Krakowie sypie śnieg i jest beznadziejna pogoda, ale jutro i tak bikerzy z Krakowa się pojawią. Jeśli nie będzie zasp, to też przyjadę :P
PS odebrałem dzisiaj strój AGH z questa. Super wkładka w spodenkach :) Rozmiar m. Wydawały mi się, że będą za ciasne, ale po chwili jazdy okazało się, że są całkiem dobre :) Bluza z kretem też super.
Chciałem się wybrać do Pychowic ponownie na trening, ale przy robieniu kapcia w domu, a właściwie po, kiedy chciałem założyć koło jakoś tak niefortunnie nie trafiłem tarczą w zacisk, że się minimalnie przekrzywiła i po włożeniu w zacisk koło nawet nie chciało drgnąć. Kombinował jak zapiąć to koło żeby nie obcierało. Udało się trochę poprawić, żegot był tylko w jednym miejscu więc myślałem, że da się jechać. Nic bardziej mylnego! Przy większej prędkości cały Kraków mnie słyszał. Wróciłem i postanowiłem pojechać na szosie.
Pojechałem do Kryspinowa na 1:15 (+40 minut rozgrzewki i rozjazdu)czyli trochę ponad to ile będzie trwał wyścig w Pychowicach. Co się okazało: jestem ewidentnie przemęczony. Znowu nie mogłem wejść naw wysoki puls... Dawałem z siebie wszystko na jednym podjeździe, do wyżygu, żeby tylko zbliżyć się do mojego hr max... bezskutecznie. Nie dałem rady.
Tym razem się udało dojechać i pojechać całą trasę 6 razy (kapeć dopiero był w domu, żeby nie było, że się obeszło bez niczego :D ). Kross dalej bez przerzutki i bez haka stoi u Grześka.
Najpierw na pierwszym okrążeniu musiałem sobie przypomnieć trasę i przy okazji posprzątać gałęzie. Spotkałem jeszcze dwu bikerow, którzy katowali trasę :)
Przy okazji to był pierwszym raz na Scott'cie w terenie :) i pierwsza w życiu jazda z amortyzatorem :) Trochę wysoko mam kokpit i ciężko pod ścianki podjeżdża się, ale ogólnie ten rower jest jak na razie bardzo wygodny.
Przejdźmy do samego treningu. 5 rund przejechałem w miarę mocnym tempem, ale jak będzie widać po średnim pulsie dla każdej rundy chyba nie było to wszystko na co mnie stać.
Wnioski niemal nasuwają się same, szczególnie po porównaniu średniego tętna z podjazdu pod zoo, gdzie ogólnie średnie HR miałem na poziomie 187!, a tutaj zaledwie 176. Jak nie jest pod górę, to chyba mam słabszą motywację, co sam podczas treningu zauważyłem, że kiedy jest jakiś fragment pod górę cisnę tak szybko jakbym jechał z górki. Hr max też niski, a było gdzie wyciągnąć pod 200... Z tego wnioskuję, że zmęczenie mnie dopadło, ale dziwi mnie to, bo w poniedziałek odpoczywałem, wtorek na uczelni był lekki i w zasadzie nie wiem czym się mogłem zmęczyć. Chyba, że niedzielny trening jeszcze został we mnie...
Tak czy siak więcej motywacji na płaskich fragmentach muszę mieć :) A przede wszystkim muszę kadencję zwiększyć, bo zauważyłem, że jadę dość twardo.
Przy okazji przed treningiem byłem zważyć rower w mbiku. Waga pokazała 11,2kg, co i tak o ponad 1,3 kg przebija hexagona. Jeszcze koła, mostek, sztyca i siodło do wymiany i będzie lżejszy :)
Nie mogło być inaczej. Jak się jedzie z JSC w niedzielę na przejażdżkę, to się jedzie niemalże tempem maratonowym.
Było zimno, ale w grupie ciepło :) Było nas trochę, więc zimno nie było. Nie zapowiadali deszczu więc postanowiłem pojechać na Scott'cie (muszę obczaić jak to się odmienia:D ). Tym razem porozciągałem się solidnie. Na początku czułem trochę kolano prawe, ale po chwili już wszystko było git majonez. Prawdopodobnie delikatna korekta siodła to dała :) Mogłem jechać mocno. Scott też idzie pięknie. Hamulce się chyba jeszcze docierają, bo dzisiaj mało nie przeleciałem przez kierownicę. Chciałem tylko delikatnie zwolnić :D
Jeśli dzisiaj uda mi się przewieźć autobusem rower do Krakowa, to w tygodniu będzie test w terenie :D Jeszcze trzeba mostek i sztycę zakupić, ale póki co nigdzie nie ma tego co chcę. No i koła... na razie jeżdżę na pożyczonych.
Stało się! Po niemal roku od zakupu ramy skompletowałem prawie wszystkie części i złożyłem nowy rower. Jest nieco lżejszy od starego, ma hamulce hydrauliczne zamiast v-break i ma amortyzator :)
Oczywiście jak to zwykle bywa przy składaniu musiały wyjść niespodzianki. Razem z korbą nie dostałem zakrętki do lewej korby,a sztyca okazała się niekompatybilna ze stelażem siodła selle italia flite. Póki co problemów ze sprzętem innych nie ma.
Pierwsza jazda: razem z Kubą Z. i Marcinem W. udaliśmy się na Osiek. Było bardzo zimno, a po 10 km zaczął padać deszcz ze śniegiem i wiać mocny wiatr. W Dębowcu zorientowałem się, że mam za nisko siodełko (zaczęło boleć mnie kolano). Poprawiłem szybko i jechałem dalej. Wyjątkowo ciężko mi się jechało. Jest kilka powodów, jednym z nich jest taki, że cały tydzień jeździłem na szosie :) Wskoczyłem na górala i szok! Opór taki, waga, że myślałem, że z rowerem coś nie tak. Ale już po chwili zrobiło się całkiem normalnie. W Osieku zaczęły mnie boleć plecy w krzyżu. Do tego tyłek mi się zsuwał. Jednak najgorsze były kolana. Dawno mnie tak nie bolały.
Czym to jest spowodowane? Nie wiem... a raczej nie jestem do końca pewny. Wczoraj wracałem autobusem ponad 3,5 godziny z Krakowa cały czas siedząc w ciasnocie. Nie ma nic gorszego dla kolan niż zgięte kolana bez ruchu. W nocy też siedziałem nad projektem ze zgiętymi nogami i dołożyłem. Kolejny powód, to zmieniony Q-factor w korbie. Niewątpliwie mufa supportu jest krótsza, ale mimo podkładek jakoś inaczej mi się jeździ. Wreszcie trzecia rzecz: kompletnie inna geometria ramy niż w Krossie. Tutaj górna rura jest znacznie wydłużona, przez co mostek nie musi byś już tak długi, w ogóle przód jest dość wysoko, a rura podsiodłowa jest znacząco pochylona w tył. Do tego sztyca z offsetem zrobiła swoje. Tyłek mam wyjątkowo (jak na mnie) daleko za linią supportu. Jutro być może się uda pojechać i to jeszcze wybadać.
Natomiast pozytywne cechy, to działający amortyzator :D Coś pięknego. No i hamulce hydrauliczne, których działanie mnie wręcz zaskoczyło - to jest ta żyleta, o której tyle się mówi :)
Na razie przejechane na nim 30 km, tylko na szosie, ale jeśli chodzi o samą pracę to wszystko gra jak trzeba. Jedynie uswienia trzeba opanować, żeby nic nie bolało. Ale to już metodą prób i błędów.
Mam nadzieję, że ten rower bardzo długo mi posłuży :) Za niedługo dam dłuższy opis i zważę go w mbiku :) Może nawet zrobię zdjęcie, chociaż niezbyt lubię fotografować moje rowery :)
Wybrałem się na dłuższą przejażdżkę. Niezłe góry. Wczorajsze podjazdy odbiły się na dzisiejszej jeździe niesamowicie niskim tętnem, co oznacza, że jednym słowem jestem wyjebany i nie wiem czy to był najlepszy pomysł aby iść dzisiaj na rower.
Jednak ze względu na jutrzejsze załamanie pogody wolałem iść dzisiaj niż robić sobie 2-3 dniową przerwę.
Dzisiaj udało się pojechać w 20-stopniowej temperaturze, całkiem na krótko. Wymyśliłem, że znowu zrobię podjazdy, a jutro wytrzymałość. Czwartek będzie musiał być wolny, bo wraca zima i nawet nie mam w Krakowie na czym zrobić treningu. Chyba, że wpadnę na to, żeby trenażer ustawić na większe koła i zacisk będzie pasował :)
w każdym razie zrobiłem znowu 5 podjazdów, całkiem fajnie poszły. Na trzecim podjeździe spotkałem Janka Sz., które widziałem ostatni raz chyba na wakacjach :) Zrobiliśmy razem jeden podjazd (2), a potem jeszcze 3 mocne samemu.
Dłuższa jazda, wyjątkowo mocno jechaliśmy prawie 20 osobową ekipą. Fajnie, bo w ogóle kolana nie odczuwam mimo ogromnych obciążeń (puls 203 pod niezłą górę). Całkiem optymistycznie się zapowiada.
Najważniejsze, że w grupie, bez nudy i hardcorowo :)