Ufff, odetchnąłem po treningu z Pruckiem. Pojechaliśmy do Gorajowic na trasę XC. Grzesiek nie jeździł prawie wcale w tym roku, ja się bałem tego co się stanie w lasku po przedwczorajszym treningu.
Pierwsze okrążenie pojechaliśmy spokojnie, żeby zobaczyć co tam słychać na trasie. Drugie chciałem pojechać najmocniej jak potrafię. Dawno tak się nie cieszyłem jadąc po górę :D Pierwszy podjazd przejechałem sobie jakbym miał silnik, potem też było dobrze, puls wysoki, momentami pod 200. Wszystko wróciło do normy. Kto wie, czy nie zrobiłem życiówki na tej trasie. Nie włączyłem stopera.
Przy okazji przypomniałem sobie jaką świetną mamy trasę w Jaśle :)
Jest nawet źle, nie mogę w żaden sposób wskoczyć na wysokie tętno. Nie chce mi się jechać... średnie tętno 144, max 188 i więcej nie dało rady. Mam nadzieję, że po prostu jestem niewypoczęty po Pruchniku. W każdym razie Mistrzostwa Podkarpacia się zbliżają, a ja dętka...
Fajna nazwa miejscowości. Gdzie jedziesz? Zagacie :D Dobre. Tempo w miarę, chociaż nie było mocy. Pare razy sprint i na tym się skończyło. Jutro egzamin, więc nie ma czasu...
:D Dopiero za drugim razem zapamiętałem jak się ta miejscowość nazywa. Bardzo fajnie się jedzie tam z Krakowa, bo droga równa i ruch samochodów nie jest największy, chociaż zdarzają się idioci i idiotki. Przykład. Pani mnie wyprzedziła, po czym nagle zahamowała i skręciła w prawo do domu. Gdybym nie patrzył przed siebie wbiłbym się w nią albo poszybował z prędkością około 45 km/h. I tak ledwo zahamowałem.
Na szosie. Masakra, zaraz po egzaminie pojechałem na godzinkę. Żeby szybko wrócić i uczyć się na kolejny.
Powtarza się sytuacja z sesji zimowej... znowu przerwa od wszystkiego i przed biurkiem siedzenie. Studia bezwzględnie muszą stać się częścią treningu, bo inaczej nic z tego nie będzie :D Może to zabawnie brzmi, ale problem jest całkiem poważny.