Kraulem sobie troszkę popływałem. Trochę mnie przeziębienie bierze. Kupiłem sobie Febrisan Tabs i neo-angin na ból gardła. Może przejdzie.
Pełno ludzi na basenie... takich tłumów się nie spodziewałem, ale mimo to pływało się spoko. Jedynie kolka na początku uniemożliwiała mi pływania, ale po pewnych ćwieczeniach przeszła :)
Basen w Jaśle. Sam kraul. Trochę lepiej mi idzie. Techniki nie mam dobrej i mnie to męczy. Akurat udało się pływać z osobą, która pływała bez odpoczynku kraulem, co ciekawe z taką samą prędkością co ja, więc miałem idealne porównanie. Póki co udało mi się przepłynąć 25 metrów w 21 sekund. Na początku cieszyłem się jak dopłynąłem do końca :D Będzie dla porównania tak czy siak ;)
Ponownie z Mateuszem na basenie UEK. Tym razem też każdy miał swój tor ;) W sobotę miał być (w tym momencie jest sobota godzina 22:30) trenażer, ale muszę robić animację pingwina 3d i nic z tego nie wyszło.
W niedzielę kolejny basen, a potem w poniedziałek przerwa. We wtorek być może trenażer. Ogólnie przyszły tydzień jest dość napięty i nie wiem czy znajdę czas... oby się znalazł :)
Postanowiłem sobie, że odpuszczę rower w ten weekend i popływam nieco więcej. Więcej, to znaczy częściej. Dlatego z Mateuszem udaliśmy się na pływalnię UEK. Pomimo święta Trzech Króli pływalnia była otwarta. Mało kto o tym wiedział, więc na basenie byliśmy tylko my i jakieś 3 dziewczyny.
Zrezygnowałem z pływania żabką i "pływam" tylko kraulem i na grzbiecie. Żabeczka tylko czasem dla urozmaicenia.
Przemogłem się i udało mi się przejechać w równym tempie 50 km na trenażerze :) Nuda trochę była, ale jakoś przemęczyłem. Muzyka i się jedzie.
W końcu znalazłem jakiś magnes, żeby przypiąć do korby, aby mierzyć kadencję. Mając już sporo różnych urządzeń do pomiaru postanowiłem przejechać w idealnie równym tempie 50 km w 2 godziny, co jak łatwo policzyć daje średnią 25 km/h. Tak też się stało. Przy okazji obserwowałem swoje tętno. Bez zmiany obciążenia i przełożenia udało się praktycznie bez większych wahań przejechać ze stałym pulsem. Myślałem, że moje tętno będzie spadać w miarę upływu czasu, ale tak nie było. Pewnie dlatego, że cały czas w tlenie.
Szczegółowe dane: Dystans: 50 km Czas: 2 h Średnia: 25 km/h Opór trenażera (1-10): 5 Przełożenie: 2x7 (32x14) Średni puls: 153 Kadencja: 90 obr/min
Miałem pobiec na Gorajowice, ale już się ciemno robiło i bałem się, że nie zdążę. Biegłem sam, bo Kamil pojechał do Rzeszowa, Grzesiek był wyrąbany po pracy i nartach. Nie było z kim.
Wystartowałem koło 15-tej. Na dobry początek zapomniałem pulsometru i wróciłem się po niego. Przez pierwsze 10-15 minut trzymała mnie kolka. Ale najgorsze to jest kolano. Tak mnie jakoś dziwnie kuło, że chciałem się szybko wracać. Na szczęście przeszło po chwili.
Nie było wiatru, było względnie ciepło i dobrze się wałami biegło.
Naszło mnie na delikatną jazdę dzisiaj na trenażerze, więc sobie ustawiłem w kuchni trenażer i zacząłem kręcić. Przypomniałem sobie, że na maratonie w Przemyślu jechałem z kamerą na kierownicy i w ramach przypomnienia sobie obejrzę :D
To było coś genialnego, czego mi brakuje gdy jadę na trenażerze. Od samego startu do samej mety (z przerwami) czas mijał mi szybciej niż na dzisiejszym egzaminie. To mi się podobało. W końcu nie było nudy. Szkoda, że po maratonie w Żegiestowie padła nam ta kamera, ale muszę powiedzieć, że o wiele bardziej mi się podoba nawet słabej jakości nagranie z maratonu niż jakieś Real Video Tacxa :)