Czasówka Akademickich Mistrzostw Polski

Sobota, 21 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Zawody
Budzik ustawiłem na godzinę 7:50, ale i tak wstałem bez budzika. Przerąbane było w nocy, bo mieliśmy otwarte z powodu upału okno. A w nocy dźwięki przejeżdżających samochodów i pociągów tak się niosły, że nie potrafię policzyć ile razy się obudziłem. Ale jakiś niewyspany nie byłem.

Z tego powodu, że objechać trasę mogliśmy dopiero od 9:00, o ósmej chciałem zjeść śniadanie. Śniadanie – co tu dużo mówić, liche. Trzy plasterki ogórka, ćwiartka pomidora, kostka masła i bliżej niezidentyfikowane dwa plastry wędliny + bułki. Obsługa imprezy chyba zapomniała, że do nakarmienia są kolarze, którzy za 3-4 godziny będą startować w czasówce i potrzebują energię, a od takich kanapeczek to co najwyżej może broda urosnąć :)
No ale miałem jakieś batony jeszcze i zjadłem po śniadaniu.

Ubrałem się, porozciągałem i z Kamilem i Damianem Wojtowiczem pojechałem na trasę. Pogoda była przepiękna. Słonecznie i ciepło. Wjechaliśmy na start. Pełno banerów, bramek i innych reklam, więc było wiadomo gdzie jest start. Pojechaliśmy zatem na trasę. Najpierw delikatnie rozgrzewkowo, a potem z bliżej nieznanych powodów Damian trochę mocniej zaczął jechać. Czułem się bardzo dobrze, więc jechałem z nim. Kamil też zresztą ;) Przejechaliśmy prawie całe okrążenie, zjechaliśmy parę razy 4X i innymi hardcorowymi jak na Poznań zjazdami. Gdzieś w międzyczasie Damian się urwał, a jak go zobaczyłem następnym razem z Kamilem, to miał założony opatrunek na ręce. Przewrócił się gdzieś delikatnie, ale nic go nie bolało i jechał ze mną jeszcze jedno okrążenie.

Zaraz jak wjechaliśmy na metę pojechałem do hotelu. Miałem jeszcze 3 godziny do startu, więc śmiało mogłem robić cokolwiek. Kleiłem się trochę, więc wziąłem prysznic. Oglądnąłem ze dwa razy film z trasy i dopieściłem mojego scotta. Wiedziałem, że od samego startu pójdę na maksa więc nie chciałem nabawić się kontuzji. Z tego powodu chyba z 30 minut rozciągałem się w pokoju. Popijałem jeszcze wodę z magnezem i około 12:20 wyjechałem na start.

W zasadzie patrząc co inni robią nie robiłem nic szczególnego. Jeździłem tylko tam i na zad asfaltem, żeby tylko kręcić. Popijałem jeszcze izotonik w miedzyczasie i w pewnej chwili odpaliłem pulsometr. Coś mi się nie podobało, bo sapałem i nie mogłem nabrać pełnego wdechu, a puls miałem wyraźnie wysoki. Podjechał do mnie Adam Wojsa i mówił coś o tym, że musi się wkręcić w swój puls, bo też coś nie może się zebrać do kupy. Rzeczywiście. Zrobiłem parę sprintów, zacząłem oddychać pełnym płucem i jakoś się to wszystko unormowało. Emek Piaskowy miał startować kilka minut przede mną i już go zaczęli wyczytywać. Wiedziałem, że start jest blisko.

Gdzieś koło 12:50 spiker zaczął mówić coś do wszystkich zawodników i start został przerwany. Okazało się, że zawodnicy którzy skończyli czasówkę zgłosili protesty co do oznakowania trasy. Wyszło na to, że taśma była zerwana w kilku miejscach i byli zawodnicy, którzy nieumyślnie skrócili trasę. Po dość długich rozmowach z przedstawicielami drużyn sędziowie uznali, że należy powtórzyć czasówkę wszystkich zawodników. Nie powiem jakie słowa dominowały wtedy na cytadeli, ale chyba każdy się domyśla :) Powiem tylko, że w zasadzie większości zawodników ta powtórka wyszła na dobre, bo poprawili swoje czasy. Z Arturem Miazgą pojechaliśmy na trasę zdjąć naszych zawodników, żeby niepotrzebnie nie jechali.

Z tego powodu, że start został przełożony na godzinę 14 i mój start miał być o 14:10 powiedziałem Oli, że zjadłbym jakiegoś banana, bo w sumie zgłodniałem, więc powiedziała, że pojedzie do sklepu i kupi banany, bo w zasadzie każdy zgłodnieje i chłopaki chętnie zjedzą, tym bardziej, że startują dopiero jak skończą ci, którzy jeszcze nie startowali. Około 14:40 przyjechała Ola z bananami i sobie zjadłem połówkę. Emek też, tyle że trochę mniej. Dla mnie to był błąd, co się okaże później.

Do startu zostało jakieś 20 minut. Startowałem parę minut po Emku, więc pojechaliśmy na rozgrzewkę jeszcze na trasę. To było dobre, bo wszedłem na obroty elegancko i na starcie już wszystko grało.

Nie miałem ze sobą żelu ani niczego podobnego. Uznałem, że skoro w tym roku jeździłem bez żelu itp. to nie będę eksperymentował na najważniejszej imprezie w sezonie. Nie licząc tego banana, ale ja się po prostu nie spodziewałem jego skutków.

30 sekund przede mną startował Damian Wojtowicz. Teraz moja kolej. Włączyłem pulsometr, żeby nie było, że znowu zapomnę. 20 sekund do mojego startu. Zaciągam rzepy w butach i klamry. 10 sekund do startu. Startuję stoper w pulsometrze. 5 – 4 – 3 – 2 – 1 START! Krzyknął sędzia i ruszyłem. Niezbyt mocno, żeby czegoś nie urwać, tym bardziej że pierwsze 50 metrów było po łące. Startowałem z przełożenia 2x6, po 10 metrach wrzuciłem na duży blat i cisnąłem... prawie, bo spadł mi łańcuch za korbę. Na szczęście zorientowałem się błyskawicznie i delikatnie przerzutką wrzuciłem go na swoje miejsce. Dopiero w momencie wjazdu do lasu mogłem cisnąć na maksa.

Tak też było. Gnałem co sił w nogach, bo wiedziałem, że jak nie dam z siebie wszystkiego, to jutro start będzie utrudniony. W miarę płynnie pedałowałem i stosunkowo bezbłędnie technicznie pokonywałem wszystkie hopki. Problem pojawiał się w miejscach gdzie było płasko. Nie wiem co się działo, ale pod najbardzije strome podjazdy dawałem radę podjechać jak nigdy w życiu, a płaskie odcinki trzymały mnie jakbym ciągnął przyczepę za sobą.

Może tylko tak mi się wydawało, chociaż sądząc po tym co się działo dzień później na wyścigu głównym mogę twierdzić, że jednak tak było, że płaskie odcinki pokonywałem gorzej niż podjazdy.

Przed czasówką umówiłem się z Damianem, że on mi ucieka, a ja go gonię. Tak się złożyło, że startowaliśmy po sobie i fajna była okazja żeby jeszcze czasy podkręcić. Dogoniłem Damiana gdzieś w okolicach pierwszej wizyty przy amfiteatrze. Całkiem szybko w sumie. Po drodze jeszcze jednego zawodnika wyprzedziłem z tego co pamiętam. Chwilę jechaliśmy razem z Damianem, ale widziałem, że coś mu noga nie podaje i pognałem przed siebie.

A noga Damianowi może podawała, ale nie bardzo mógł wytrzymać ból ręki. Okazało się, że ta wywrotka poranna odcisnęła się gorzej niż się nam wydawało.

Gdzieś w połowie dystansu zacząłem odczuwać kolkę chyba w trzech miejscach... Tak mnie przeszywał ból, że musiałem troszkę zwolnić. Próbowałem się schylać podczas jazdy, ale bezskutecznie. Od razu przypomniało mi się, że niedługo przed startem zjadłem połowę banana. Wtedy już wiedziałem, że to kosztowało mnie co najmniej kilka sekund na czasówce. Ale i tak byłem zadowolony z wyniku. Nauczka będzie na przyszłość i tyle ;)

Po drodze wyprzedziłem jeszcze kilku zawodników. Udało się, że mnie nikt nie doszedł, więc byłem zadowolony. Na ostatnich metrach jeszcze na stojąco gnałem co sił o każdą sekundę. A rzeczywiście nie bez potrzeby, bo czasy zawodników w moim najbliższym otoczeniu różniły się o sekundę.



Ostatecznie przejechałem czasówkę z czasem 19:56 na 22 miejscu. Dla porównania rok temu zająłem w czasówce 79 miejsce :) Jest progress.

Tętno średnie jakie się udało wykręcić to 194 przy 204 max.

Zaraz po wyścigu rozjechałem się z Emkiem trochę i poszedłem na darmowy masaż. To było coś pięknego. Tak mi nogi wymasowali, że mogłem jeszcze raz jechać czasówkę :) Nigdy w życiu nie miałem masażu, a jak się przekonałem, to świetna sprawa. Prawdopodobnie to też zaprocentowało na wyścigu ze wspólnego startu.

Po wyścigu pojechałem do hotelu, dobrze się napiłem i zjadłem batona, którego dostaliśmy. Wziąłem laptopa i poszedłem do hallu, bo tam był darmowy hotspot (jak się okazało potem, u mnie na 5 piętrze też był zasięg ;) ). W zasadzie sprawdziłem tylko maila i poszliśmy całą grupą na miasto na jakieś dobre jedzenie.

Zjedliśmy dobre spagetti w Picollo – dobre i tanie nawet. Potem tradycyjnie piwko. No akurat w stolicy mojego ulubionego piwka, więc nie miałem wyboru :P

Potem wróciliśmy do hotelu i jeszcze zjedliśmy kolację. Znowu ziemniaki, kapusta i stek wołowy. Byliśmy już najedzeni, to w sam weszło jeszcze.

Po kolacji poszedłem do pokoju wyrychtować rower. Wyczyściłem i przesmarowałem wszystko. Spakowałem do torby możliwie wszystko, żeby w niedzielę nie mieć problemu z pakowaniem po wyścigu. Potem znowu poszliśmy całą ekipą do pokoju i, krócej niż wczoraj, rozmawialiśmy. Około 22 poszliśmy do pokoju. Oglądnąłem jeszcze film i w okolicach 23:30 poszedłem spać.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa afree

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]