Zwycięstwo w Krakowie-Pychowicach! (filmik, zdjęcia)
Sobota, 2 kwietnia 2011
· Komentarze(2)
Kategoria Zawody
Gdyby to było wczoraj, tj. 1 kwietnia, to pewnie nikt by nie uwierzył. Nawet ja do tej pory nie bardzo w to wierzę, ale dzisiaj tj. 2 kwietnia, ja – Wojtek Wantuch zwyciężyłem w wyścigu Małopolskiej Ligi Akademickiej w Pychowicach. W ubiegłym roku byłem czwarty, teraz się udało. Pierwsze w życiu zwycięstwo w wyścigu XC :) „Gdyby można było postawić na Twoje zwycięstwo pieniądze u bookmachera, to można by zgarnąć niezłą sumkę” – krótko skwitował Romek Pietruszka po moim finiszu.
Zdjęcia: Versus Rowerowanie.pl
Mało tego. Pierwsze 3 miejsca należały do AGH. Zaraz za mną przyjechał Michał Jemioło, który akurat dzisiejszego dnia nie był, jak sam podkreśla, zbyt wypoczęty. Trzecie miejsce przypadło nowemu nabytkowi AGH: Adamowi Wojsie, który na finiszu mało nie wyzionął ducha, ale wygrał walkę o trzecie miejsce w pięknym stylu. Na kolejnych lokatach z AGH uplasowali się: Janek Szczepański, Andrzej Jóźwik, Paweł Ziemnianin i Szymon Pałka (jak dostanę listę z wynikami, to dokładnie napiszę co i jak). Oprócz tego, w wyścigu towarzyszył nam Romek Pietruszka, który skończył już studia. Jechaliśmy przez prawie dwa okrążenia razem, ale urwał łańcuch i resztę wyścigu jechałem z Michałem.
Jeśli chodzi o dziewczyny, to bardzo ładnie pojechała Marta Ryłko, zajmując 4 miejsce. Niestety Beata Kalemba złapała kapcia już na pierwszym okrążeniu. Szybko zmieniła dętkę na mecie i pojechała dalej, żeby tylko zostać sklasyfikowaną, żeby liczyć się do klasyfikacji drużynowej, którą z dużą dozą prawdopodobieństwa wygraliśmy tym razem :)
Jak przebiegał mój poranek i sam wyścig. Zacząć trzeba od piątku ok 23. Oglądnąłem film i próbowałem zasnąć. Nie dało się. Chyba jeszcze przez godzinę próbowałem zasnąć i w końcu zasnąłem. Wstałem o 7:10, żeby zjeść śniadanie. Zjadłem garść makaronu z sosem meksykańskim, bo nic innego nie miałem w sobotni poranek do jedzenia :) Spakowałem manatki, ubrałem się, przesmarowałem jeszcze łańcuch i pojechałem. Z Cichego Kącika o 8:45 pojechaliśmy grupką: Marta, Beata, ja, Janek i Szymon. Zajechaliśmy na godzinę 9 do Pychowic, zapisaliśmy się i zaraz później pojechaliśmy objechać trasę.
Było względnie ciepło, ale dzień wcześniej nad Pychowicami przeszła potężna ulewa i parę miejsc zrobiło się bardzo niebezpiecznych. Oprócz tego trasa została skrócona. Nie było stromego podbiegu i jazdy po serpentynach na torze crossowym. Przez to trasa była jeszcze szybsza i dało się ją całą przejechać bez wypięcia :)
WYŚCIG:
Pogoda dopisała. W momencie startu było troszeczkę pochmurnie, ale szybko wyszło słońce i zgodnie z prognozą towarzyszyło nam do końca zawodów :)
Jak zwykle, jak to ja, musiałem się spóźnić na linię startu w sensie takim, że chyba najgorsze z możliwych miejsc sobie zająłem. Idealnie w środku, przyblokowany z każdej strony :) Ale jakoś mi to nie przeszkadzało zbytnio.
3, 2, 1, START!
Ruszyliśmy. W ścisku próbowałem jakoś uciec ze środka i udało się wyjechać na lewą stronę, chociaż jak potem zobaczyłem na filmiku, czołówka już była stosunkowo daleko. Nic to, ruszyłem za nimi wyprzedzając kogo się dało lewą stroną. Zaczął się pierwszy podjazd, na oko 10 zawodników przede mną. Po zewnętrznej próbowałem wyprzedzać, co się udało, ponieważ szybko dogoniłem Romka i Michała. W momencie wjazdu do lasku Romek krzyknął (te słowa długo zapamiętam): „AGH – musimy być na przodzie, bo na górze będzie kupa” :D Coś wtedy we mnie wstąpiło i poszedł ogień z dupy. Wyprzedziłem czołówkę i wyjechałem pierwszy na szczyt.
Gdzieś mniej więcej przy podjeździe/podejściu po korzeniach dotarło do mnie co się dzieje i zacząłem się pytać siebie: „po co się tak wyrwałem? Żeby się wypalić już po pierwszym okrążeniu?”. Ale spojrzałem za siebie, a bałem się to zrobić. Widziałem jakieś 20 metrów dalej zawodników, nie poznałem kto to, ale jechałem nadal ile sił. Podczas mijanki przy torze crossowym widziałem wielu zawodników, ale mnie to tylko zmotywowało, żeby jeszcze szybciej jechać. Wjechałem pierwszy na metę z około 15 sekundową przewagą nad następnymi zawodnikami: Romkiem Pietruszką i Michałem Jemioło. Na prostej do mety było widać kto za nami jedzie i jaką mamy przewagę. Wtedy jechali tylko oni. Wiedziałem, że będzie dobrze, bo AGH w czubie będzie i tak :) Niestety, zapomniałem sobie o włączeniu kolejnego okrążenia w pulsometrze i nie mam danych porównawczych przez to.
Kolejne okrążenie również prowadziłem. Na podjeździe z korzeniami słyszałem już, że depczą mi po piętach Romek i Michał. Romek krzyknął: „Wojtek, super jedziesz” i wtedy się popatrzyłem za siebie podjeżdżając po korzeniach. Zachwiało mną i musiałem się wypiąć, ale szybko się wpiąłem i jechałem dalej stałym tempem. Na długiej, delikatnie w dół, drodze wzdłuż lasu wiedziałem już, że doszli mnie. Wtedy chłopaki powiedzieli, żebym sobie odpoczął trochę na kole i że nie musimy tak pędzić, bo mamy ogromną przewagę nad następnymi. Rzeczywiście troszeczkę zwolniliśmy i jechaliśmy spokojnym tempem.
W połowie trzeciego okrążenia Romek na zjeździe urywa łańcuch. W sumie z nieznanych powodów. Być może coś mu się wkręciło w łańcuch. Jechaliśmy już dalej z Michałem razem. Przez całe trzecie i czwarte okrążenie, dając sobie zmiany. Wjeżdżamy na ostatnie okrążenie. Mam prawie pół 0,5 bidonu więc piję dwa-trzy łyki, trochę wylewam i zostawiam troszkę na ostatnie okrążenie (i tak nie wypiłem :) ). Do pierwszego podjazdu jedziemy z Michałem obok siebie. Spokojnym tempem podjeżdżamy i zjeżdżamy. Znowu podjeżdżamy i znowu zjeżdżamy. Tyle, że o dosłownie milimetr mijając drzewo (a to już drugi raz). Nawet Michał, jadąc za mną i doskonale widząc co się dzieje, mówił: „Dobrze, że to już ostatnie okrążenie, bo za trzecim razem na pewno być się wpakował w drzewo” :) Przed nami podbieg z korzeniami. Postanowiłem jednak znowu wyjechać, bo zanim bym się z powrotem wpiął, to by minęło trochę. Jakoś tak szybko pokonałem tą ściankę, że Michał został kawałek za mną i jak się obejrzałem, to jeszcze go nie było. Jechałem dość równo, ale Michał mnie już nie doszedł. Przyjechał jakieś 30 sekund, a może nawet mniej za mną. Teraz czuję się trochę nie w porządku, że nie wjechaliśmy na metę razem, bo jednak przez ponad pół wyścigu jechaliśmy razem. W każdym razie wielkie dzięki Michał za jazdę i gratulacje! Dziękuję też wszystkim, którzy dopingowali AGH. Daliśmy dzięki temu jeszcze większego czadu.
Mój Scott spisał się bardzo dobrze. Nic nie nawaliło.
Niestety, tak jak już pisałem z tego wszystkiego zapomniałem klikać następne okrążenia na pulsometrze i przez to mam tylko ogólny puls. Całkiem przyzwoity. Jednak byłem wypoczęty i dałem radę osiągać, tak jak mówiłem, wyższe pulsy niż na treningach. Maksymalny puls 202, średni 189, a czas to około 58 minut.
Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego wyścigu, niewątpliwie bardzo długo go zapamiętam. Kolejny rzut MLA już 7 maja w Lasku Wolskim. To już nie będą przelewki, tym bardziej, że dzisiaj zabrakło kilku mocnych zawodników. Niemniej wszystkim należą się gratulacje, bo nikt nie odpuszczał. Niektórzy zdublowani wjeżdżali jeszcze na 5 okrążenie, chcąc przejechać cały wyścig.
Jutro w Pychowicach organizowana jest ustawka. Przyjechałbym, ale nie chcę wysilać organizmu bardziej niż jest to konieczne. Natomiast na przejażdżkę jak najbardziej się wybiorę pokibicować zielonym :P Tylko muszę kapcia zrobić w szosie.
Dziękuję każdemu, kto przeczytał całą tę relację – jesteście mocni, bo mało kto by dotrwał ;) . Bardzo proszę zostawić po sobie ślad w komentarzu.
PS Na trasie z kamerką był Marcin z Rowerowania i już udostępnił filmik w hd :)
Niestety pierwsza trójka nie załapała się na film ze zjazdu :(, ale i tak wielkie dzięki – good job :). Ten koleś w stroju AGH na czarno-niebieskim scott'cie od 3:36 z oczojebnymi seledynowymi obręczami to ja, parę sekund po mnie Michał Jemioło w stroju AGH :)
Jak będą jakieś zdjęcia, to też wrzucę, podobnie jak wyniki :)
edit, proszę zdjęcia
Versus Rowerowanie.pl https://picasaweb.google.com/106208053247963761969/XcPychowice02042011#
Pozdrawiam,
Wojtek Wantuch
Zdjęcia: Versus Rowerowanie.pl
Mało tego. Pierwsze 3 miejsca należały do AGH. Zaraz za mną przyjechał Michał Jemioło, który akurat dzisiejszego dnia nie był, jak sam podkreśla, zbyt wypoczęty. Trzecie miejsce przypadło nowemu nabytkowi AGH: Adamowi Wojsie, który na finiszu mało nie wyzionął ducha, ale wygrał walkę o trzecie miejsce w pięknym stylu. Na kolejnych lokatach z AGH uplasowali się: Janek Szczepański, Andrzej Jóźwik, Paweł Ziemnianin i Szymon Pałka (jak dostanę listę z wynikami, to dokładnie napiszę co i jak). Oprócz tego, w wyścigu towarzyszył nam Romek Pietruszka, który skończył już studia. Jechaliśmy przez prawie dwa okrążenia razem, ale urwał łańcuch i resztę wyścigu jechałem z Michałem.
Jeśli chodzi o dziewczyny, to bardzo ładnie pojechała Marta Ryłko, zajmując 4 miejsce. Niestety Beata Kalemba złapała kapcia już na pierwszym okrążeniu. Szybko zmieniła dętkę na mecie i pojechała dalej, żeby tylko zostać sklasyfikowaną, żeby liczyć się do klasyfikacji drużynowej, którą z dużą dozą prawdopodobieństwa wygraliśmy tym razem :)
Jak przebiegał mój poranek i sam wyścig. Zacząć trzeba od piątku ok 23. Oglądnąłem film i próbowałem zasnąć. Nie dało się. Chyba jeszcze przez godzinę próbowałem zasnąć i w końcu zasnąłem. Wstałem o 7:10, żeby zjeść śniadanie. Zjadłem garść makaronu z sosem meksykańskim, bo nic innego nie miałem w sobotni poranek do jedzenia :) Spakowałem manatki, ubrałem się, przesmarowałem jeszcze łańcuch i pojechałem. Z Cichego Kącika o 8:45 pojechaliśmy grupką: Marta, Beata, ja, Janek i Szymon. Zajechaliśmy na godzinę 9 do Pychowic, zapisaliśmy się i zaraz później pojechaliśmy objechać trasę.
Było względnie ciepło, ale dzień wcześniej nad Pychowicami przeszła potężna ulewa i parę miejsc zrobiło się bardzo niebezpiecznych. Oprócz tego trasa została skrócona. Nie było stromego podbiegu i jazdy po serpentynach na torze crossowym. Przez to trasa była jeszcze szybsza i dało się ją całą przejechać bez wypięcia :)
WYŚCIG:
Pogoda dopisała. W momencie startu było troszeczkę pochmurnie, ale szybko wyszło słońce i zgodnie z prognozą towarzyszyło nam do końca zawodów :)
Jak zwykle, jak to ja, musiałem się spóźnić na linię startu w sensie takim, że chyba najgorsze z możliwych miejsc sobie zająłem. Idealnie w środku, przyblokowany z każdej strony :) Ale jakoś mi to nie przeszkadzało zbytnio.
3, 2, 1, START!
Ruszyliśmy. W ścisku próbowałem jakoś uciec ze środka i udało się wyjechać na lewą stronę, chociaż jak potem zobaczyłem na filmiku, czołówka już była stosunkowo daleko. Nic to, ruszyłem za nimi wyprzedzając kogo się dało lewą stroną. Zaczął się pierwszy podjazd, na oko 10 zawodników przede mną. Po zewnętrznej próbowałem wyprzedzać, co się udało, ponieważ szybko dogoniłem Romka i Michała. W momencie wjazdu do lasku Romek krzyknął (te słowa długo zapamiętam): „AGH – musimy być na przodzie, bo na górze będzie kupa” :D Coś wtedy we mnie wstąpiło i poszedł ogień z dupy. Wyprzedziłem czołówkę i wyjechałem pierwszy na szczyt.
Gdzieś mniej więcej przy podjeździe/podejściu po korzeniach dotarło do mnie co się dzieje i zacząłem się pytać siebie: „po co się tak wyrwałem? Żeby się wypalić już po pierwszym okrążeniu?”. Ale spojrzałem za siebie, a bałem się to zrobić. Widziałem jakieś 20 metrów dalej zawodników, nie poznałem kto to, ale jechałem nadal ile sił. Podczas mijanki przy torze crossowym widziałem wielu zawodników, ale mnie to tylko zmotywowało, żeby jeszcze szybciej jechać. Wjechałem pierwszy na metę z około 15 sekundową przewagą nad następnymi zawodnikami: Romkiem Pietruszką i Michałem Jemioło. Na prostej do mety było widać kto za nami jedzie i jaką mamy przewagę. Wtedy jechali tylko oni. Wiedziałem, że będzie dobrze, bo AGH w czubie będzie i tak :) Niestety, zapomniałem sobie o włączeniu kolejnego okrążenia w pulsometrze i nie mam danych porównawczych przez to.
Kolejne okrążenie również prowadziłem. Na podjeździe z korzeniami słyszałem już, że depczą mi po piętach Romek i Michał. Romek krzyknął: „Wojtek, super jedziesz” i wtedy się popatrzyłem za siebie podjeżdżając po korzeniach. Zachwiało mną i musiałem się wypiąć, ale szybko się wpiąłem i jechałem dalej stałym tempem. Na długiej, delikatnie w dół, drodze wzdłuż lasu wiedziałem już, że doszli mnie. Wtedy chłopaki powiedzieli, żebym sobie odpoczął trochę na kole i że nie musimy tak pędzić, bo mamy ogromną przewagę nad następnymi. Rzeczywiście troszeczkę zwolniliśmy i jechaliśmy spokojnym tempem.
W połowie trzeciego okrążenia Romek na zjeździe urywa łańcuch. W sumie z nieznanych powodów. Być może coś mu się wkręciło w łańcuch. Jechaliśmy już dalej z Michałem razem. Przez całe trzecie i czwarte okrążenie, dając sobie zmiany. Wjeżdżamy na ostatnie okrążenie. Mam prawie pół 0,5 bidonu więc piję dwa-trzy łyki, trochę wylewam i zostawiam troszkę na ostatnie okrążenie (i tak nie wypiłem :) ). Do pierwszego podjazdu jedziemy z Michałem obok siebie. Spokojnym tempem podjeżdżamy i zjeżdżamy. Znowu podjeżdżamy i znowu zjeżdżamy. Tyle, że o dosłownie milimetr mijając drzewo (a to już drugi raz). Nawet Michał, jadąc za mną i doskonale widząc co się dzieje, mówił: „Dobrze, że to już ostatnie okrążenie, bo za trzecim razem na pewno być się wpakował w drzewo” :) Przed nami podbieg z korzeniami. Postanowiłem jednak znowu wyjechać, bo zanim bym się z powrotem wpiął, to by minęło trochę. Jakoś tak szybko pokonałem tą ściankę, że Michał został kawałek za mną i jak się obejrzałem, to jeszcze go nie było. Jechałem dość równo, ale Michał mnie już nie doszedł. Przyjechał jakieś 30 sekund, a może nawet mniej za mną. Teraz czuję się trochę nie w porządku, że nie wjechaliśmy na metę razem, bo jednak przez ponad pół wyścigu jechaliśmy razem. W każdym razie wielkie dzięki Michał za jazdę i gratulacje! Dziękuję też wszystkim, którzy dopingowali AGH. Daliśmy dzięki temu jeszcze większego czadu.
Mój Scott spisał się bardzo dobrze. Nic nie nawaliło.
Niestety, tak jak już pisałem z tego wszystkiego zapomniałem klikać następne okrążenia na pulsometrze i przez to mam tylko ogólny puls. Całkiem przyzwoity. Jednak byłem wypoczęty i dałem radę osiągać, tak jak mówiłem, wyższe pulsy niż na treningach. Maksymalny puls 202, średni 189, a czas to około 58 minut.
Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego wyścigu, niewątpliwie bardzo długo go zapamiętam. Kolejny rzut MLA już 7 maja w Lasku Wolskim. To już nie będą przelewki, tym bardziej, że dzisiaj zabrakło kilku mocnych zawodników. Niemniej wszystkim należą się gratulacje, bo nikt nie odpuszczał. Niektórzy zdublowani wjeżdżali jeszcze na 5 okrążenie, chcąc przejechać cały wyścig.
Jutro w Pychowicach organizowana jest ustawka. Przyjechałbym, ale nie chcę wysilać organizmu bardziej niż jest to konieczne. Natomiast na przejażdżkę jak najbardziej się wybiorę pokibicować zielonym :P Tylko muszę kapcia zrobić w szosie.
Dziękuję każdemu, kto przeczytał całą tę relację – jesteście mocni, bo mało kto by dotrwał ;) . Bardzo proszę zostawić po sobie ślad w komentarzu.
PS Na trasie z kamerką był Marcin z Rowerowania i już udostępnił filmik w hd :)
Niestety pierwsza trójka nie załapała się na film ze zjazdu :(, ale i tak wielkie dzięki – good job :). Ten koleś w stroju AGH na czarno-niebieskim scott'cie od 3:36 z oczojebnymi seledynowymi obręczami to ja, parę sekund po mnie Michał Jemioło w stroju AGH :)
Jak będą jakieś zdjęcia, to też wrzucę, podobnie jak wyniki :)
edit, proszę zdjęcia
Versus Rowerowanie.pl https://picasaweb.google.com/106208053247963761969/XcPychowice02042011#
Pozdrawiam,
Wojtek Wantuch