Drugie miejsce w XC MLA w Lasku Wolskim
Sobota, 7 maja 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Zawody
Porażka na maksa (piszę to 18.05.2011). Przez to, że startowało za mało dziewczyn kolarstwo górskie kobiet nie wlicza się do klasyfikacji generalnej MLA... no chyba kogoś...
Jeśli rzeczywiście tak będzie, że dwa wyścigi poszły na marne,jaki jest sens startowania w tym wyścigu. Będę się jeszcze pytał prezesa azsu jak to z tym jest, ale nie może być tak, że przez to, że inne uczelnie dały dupy wynik naszych dziewczyn nie będzie wliczał się do klasyfikacji.
Tyle złego.
Teraz dobre rzeczy. Zająłem drugie miejsce i oficjalnie czuję się zwycięzcą Małopolskiej Ligi Akademickiej MTB 2011. Ale czuć to ja się mogę. Wszyscy olali, jak widać słusznie, te wyścigi, a nawet Ci, którzy nie olali, mieli pecha. Romek w Pychowicach urwał łańcuch, Michał był lekko niedysponowany na wyścigu, w Wolskim Adam jechał po 3-godzinnym treningu, to sobie mogę w kieszeń wszystko wsadzić. Nie mówiąc o tym, że reszta zawodników AGH w ogóle się nie pokazała, tak że o tym ile mi do nich wszystkich brakuje dowiem się na AMPach w Poznaniu. Za to Janek pokazał klasę i pojechał na obydwa wyścigi. A w Wolskim pięknie pojechał zajmując 4 miejsce open i 3 w klasyfikowanych.
Co do samego wyścigu, to zaczęło się nieciekawie. W drodze na start przy błoniach urwałem wentyl. Kiedy dojechałem na start wiedziałem już, że znowu się przesuwa i jedyne wyjście widziałem w pożyczeniu od dziewczyn koła. Rzeczywiście, umówiłem się, że wezmę koło, pożyczyłem klucz do kasety i radośnie czekałem aż dziewczyny skończą. Niestety podczas wyścigu już wiedziałem, że nie zdążymy zmienić tego... Dlatego postanowiłem spuścić powietrze i ustawić wentyl jeszcze raz i liczyć, że wytrzyma 3 okrążenia. Wytrzymał.
Jak wiadomo start był jak zawsze mocny. Dzięki temu, że udało mi się utrzymać w pierwszej trójce wjechaliśmy bez ścisku do lasu. Tam już się zaczął regularny bój o dotrzymanie koła pierwszemu.
W ten sposób w zasadzie od startu do szutrówki po długim podjeździe jechaliśmy we trójkę: ja, Robert Sroka i Marcin Jabłoński. Robert na szutrówce został za nami, a ja z Marcinem gnałem przed siebie. Z tego co sobie przypominam, prowadziłem chwilę i na długim zjeździe byłem pierwszy, na szczyt chodnikiem Mraczewskiego też wyjechałem, ale pod koniec doszedł mnie Marcin i pognał zostawiając mnie pare sekund za sobą.
Na technicznym zjeździe do mety pojechałem tak dobrze, że udało mi się go dogonić jeszcze przed metą, ale jak już go doszedłem, to przycisnął jeszcze bardziej. Mówił, żebyśmy jechali po zmianach, ale ja nie miałem już siły w takim tempie jechać. Całe pierwsze okrążenie jechałem powyżej tętna 190 i wiedziałem, że już szybciej nie dam rady. A wczoraj jeszcze to znakowanie trasy i ogólnie bardzo męczący tydzień też pewnie zrobiły swoje.
Odpuściłem mu już i w zasadzie przez resztę wyścigu oglądałem jego plecy z dość dużej odległości. Końcem drugiego okrążenia zaczęły mnie łapać skurcze łydek. Zwiększyłem ile się dało kadencję i jakoś dojechałem już do mety.
Co do zjazdów, to jestem z siebie niesamowicie zadowolony. Myślałem, że szybciej niż na treningach nie dam rady jechać, a tu się okazało, że leciałem nad trasą i perfekcyjnie przejechałem techniczne zjazdy. Nawet Rafał mi to później powiedział, że zjeżdżałem bardzo dobrze. Ale muszę przyznać, że trasę z zamkniętymi oczami mogłem przejechać.
Ostatecznie 3 okrążenia przejechałem w 1:02:38 z tętnem średnim 184 i maksem 199. Zwyciężył Marcin Jabłoński wyprzedzając mnie o ponad 1,5 minuty. Trzeci był Robert Sroka ze stratą niespełna minuty do mnie. Czwarty na metę wjechał Janek Szczepański, a za nim Adam Wojsa. Tym sposobem wygraliśmy klasyfikację drużynową mężczyzn.
Z dziewczyn bezkonkurencyjna okazała się nasza Ola Dubiel i z przewagą 3 minut zwyciężyła nad Patrycją Lewandowską z AWF. Następnie wjechała Beata Kalemba, Marta Ryłko i Dorota Radomańska. Niestety Joasia Grochowina nie ukończyła wyścigu. Dziewczyny teoretycznie wygrały drużynówkę, ale z fatalnego regulaminu azs wynika, że ich wynik nie wliczy się do klasyfikacji drużynowej MLA.
To chyba tyle. Wyścig oceniam dobrze. Raczej nie byłem w stanie już pocisnąć, żeby dogonić Marcina. Ale ten tydzień ogólnie był dobry. Świetne miejsce na szosie i w MLA cieszą :)
Minusem wielkim jest to, że nie ma ani jednego zdjęcia, a miejsce było znacznie bardziej atrakcyjne od Pychowic, które też są dość atrakcyjne. No ale trudno.
Gratulacje dla Justyny Frączek, za organizację wyścigu.
Jeśli rzeczywiście tak będzie, że dwa wyścigi poszły na marne,jaki jest sens startowania w tym wyścigu. Będę się jeszcze pytał prezesa azsu jak to z tym jest, ale nie może być tak, że przez to, że inne uczelnie dały dupy wynik naszych dziewczyn nie będzie wliczał się do klasyfikacji.
Tyle złego.
Teraz dobre rzeczy. Zająłem drugie miejsce i oficjalnie czuję się zwycięzcą Małopolskiej Ligi Akademickiej MTB 2011. Ale czuć to ja się mogę. Wszyscy olali, jak widać słusznie, te wyścigi, a nawet Ci, którzy nie olali, mieli pecha. Romek w Pychowicach urwał łańcuch, Michał był lekko niedysponowany na wyścigu, w Wolskim Adam jechał po 3-godzinnym treningu, to sobie mogę w kieszeń wszystko wsadzić. Nie mówiąc o tym, że reszta zawodników AGH w ogóle się nie pokazała, tak że o tym ile mi do nich wszystkich brakuje dowiem się na AMPach w Poznaniu. Za to Janek pokazał klasę i pojechał na obydwa wyścigi. A w Wolskim pięknie pojechał zajmując 4 miejsce open i 3 w klasyfikowanych.
Co do samego wyścigu, to zaczęło się nieciekawie. W drodze na start przy błoniach urwałem wentyl. Kiedy dojechałem na start wiedziałem już, że znowu się przesuwa i jedyne wyjście widziałem w pożyczeniu od dziewczyn koła. Rzeczywiście, umówiłem się, że wezmę koło, pożyczyłem klucz do kasety i radośnie czekałem aż dziewczyny skończą. Niestety podczas wyścigu już wiedziałem, że nie zdążymy zmienić tego... Dlatego postanowiłem spuścić powietrze i ustawić wentyl jeszcze raz i liczyć, że wytrzyma 3 okrążenia. Wytrzymał.
Jak wiadomo start był jak zawsze mocny. Dzięki temu, że udało mi się utrzymać w pierwszej trójce wjechaliśmy bez ścisku do lasu. Tam już się zaczął regularny bój o dotrzymanie koła pierwszemu.
W ten sposób w zasadzie od startu do szutrówki po długim podjeździe jechaliśmy we trójkę: ja, Robert Sroka i Marcin Jabłoński. Robert na szutrówce został za nami, a ja z Marcinem gnałem przed siebie. Z tego co sobie przypominam, prowadziłem chwilę i na długim zjeździe byłem pierwszy, na szczyt chodnikiem Mraczewskiego też wyjechałem, ale pod koniec doszedł mnie Marcin i pognał zostawiając mnie pare sekund za sobą.
Na technicznym zjeździe do mety pojechałem tak dobrze, że udało mi się go dogonić jeszcze przed metą, ale jak już go doszedłem, to przycisnął jeszcze bardziej. Mówił, żebyśmy jechali po zmianach, ale ja nie miałem już siły w takim tempie jechać. Całe pierwsze okrążenie jechałem powyżej tętna 190 i wiedziałem, że już szybciej nie dam rady. A wczoraj jeszcze to znakowanie trasy i ogólnie bardzo męczący tydzień też pewnie zrobiły swoje.
Odpuściłem mu już i w zasadzie przez resztę wyścigu oglądałem jego plecy z dość dużej odległości. Końcem drugiego okrążenia zaczęły mnie łapać skurcze łydek. Zwiększyłem ile się dało kadencję i jakoś dojechałem już do mety.
Co do zjazdów, to jestem z siebie niesamowicie zadowolony. Myślałem, że szybciej niż na treningach nie dam rady jechać, a tu się okazało, że leciałem nad trasą i perfekcyjnie przejechałem techniczne zjazdy. Nawet Rafał mi to później powiedział, że zjeżdżałem bardzo dobrze. Ale muszę przyznać, że trasę z zamkniętymi oczami mogłem przejechać.
Ostatecznie 3 okrążenia przejechałem w 1:02:38 z tętnem średnim 184 i maksem 199. Zwyciężył Marcin Jabłoński wyprzedzając mnie o ponad 1,5 minuty. Trzeci był Robert Sroka ze stratą niespełna minuty do mnie. Czwarty na metę wjechał Janek Szczepański, a za nim Adam Wojsa. Tym sposobem wygraliśmy klasyfikację drużynową mężczyzn.
Z dziewczyn bezkonkurencyjna okazała się nasza Ola Dubiel i z przewagą 3 minut zwyciężyła nad Patrycją Lewandowską z AWF. Następnie wjechała Beata Kalemba, Marta Ryłko i Dorota Radomańska. Niestety Joasia Grochowina nie ukończyła wyścigu. Dziewczyny teoretycznie wygrały drużynówkę, ale z fatalnego regulaminu azs wynika, że ich wynik nie wliczy się do klasyfikacji drużynowej MLA.
To chyba tyle. Wyścig oceniam dobrze. Raczej nie byłem w stanie już pocisnąć, żeby dogonić Marcina. Ale ten tydzień ogólnie był dobry. Świetne miejsce na szosie i w MLA cieszą :)
Minusem wielkim jest to, że nie ma ani jednego zdjęcia, a miejsce było znacznie bardziej atrakcyjne od Pychowic, które też są dość atrakcyjne. No ale trudno.
Gratulacje dla Justyny Frączek, za organizację wyścigu.