FrontFlip w Gorajowicach
Piątek, 22 kwietnia 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Treningi
Pozałatwiałem parę spaw w mieście i w domu, a że pogoda piękna postanowiłem się wieczorkiem wybrać na rower. Jeszcze w tym roku nie byłem w Gorajowicach, to chciałem zobaczyć co tam słychać.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami w paru miejscach trasa była zagrodzona gałęziami. ZAGRODZONA to słowo klucz. Niestety zawsze jakiś debil musi zagrodzić specjalnie trasę, żeby uprzykrzyć życie kolarzom. No ale dało się przejechać i sobie spokojnie przejechałem jedno okrążenie, żeby na drugim okrążeniu zrobić czasówkę.
Już na pierwszym okrążeniu zawadziłem parę razy korbą w zakrętach, parę razy mi się but wypiął... nawet przy ruszaniu ze skrzyżowania wydarłem buta z spda... Jak się później okaże, źle zrobiłem, że nie zabrałem nowych spd, tylko stare i wyrąbane.
W połowie okrążenia wiedziałem już, że mam lepszy czas niż w ubiegłym roku - to bardzo dobrze rokowało, więc przycisnąłem jeszcze. Tym bardziej, że jechałem na porównywalnym rowerze, co prawda bez amora, ale może to tym bardziej podobny do mojego ubiegłorocznego bike'a. Natomiast to co widzę, to to że mam bardzo niski puls... ale wczoraj przecież nie jeździłem w ogóle, więc nie wiem o co chodzi.
Zaraz po zjeździe, na delikatnych hopkach wypiął mi się, ni z gruchy ni z pietruchy, lewy but. Pech chciał, że było to tuż przed "wyskokiem" na hopkę. Próbowałem się jakoś utrzymać rękami, ale przy obrocie prawą korbą uderzyłem nią w ziemię, straciłem równowagę i przeleciałem przez kierownicę, a nade mną tak samo przekoziołkował nade mną rower. Przejechałem prawym bokiem po ściółce leśnej i poobcierałem się trochę, ale chyba niegroźnie. Natomiast kciuk mnie boli i przy zginaniu trochę boli.
Po przewrotce wstałem, otrzepałem się i dokończyłem pętlę. Morał z historii jest taki, że nie wolno jeździć w spdach na wyrąbanych pedałach... Całe szczęście, że nic poważnego się nie stało, a było blisko. Jak potem oglądałem to miejsce, to przeleciałem nad/obok pniaka. Ktoś czuwa nade mną.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami w paru miejscach trasa była zagrodzona gałęziami. ZAGRODZONA to słowo klucz. Niestety zawsze jakiś debil musi zagrodzić specjalnie trasę, żeby uprzykrzyć życie kolarzom. No ale dało się przejechać i sobie spokojnie przejechałem jedno okrążenie, żeby na drugim okrążeniu zrobić czasówkę.
Już na pierwszym okrążeniu zawadziłem parę razy korbą w zakrętach, parę razy mi się but wypiął... nawet przy ruszaniu ze skrzyżowania wydarłem buta z spda... Jak się później okaże, źle zrobiłem, że nie zabrałem nowych spd, tylko stare i wyrąbane.
W połowie okrążenia wiedziałem już, że mam lepszy czas niż w ubiegłym roku - to bardzo dobrze rokowało, więc przycisnąłem jeszcze. Tym bardziej, że jechałem na porównywalnym rowerze, co prawda bez amora, ale może to tym bardziej podobny do mojego ubiegłorocznego bike'a. Natomiast to co widzę, to to że mam bardzo niski puls... ale wczoraj przecież nie jeździłem w ogóle, więc nie wiem o co chodzi.
Zaraz po zjeździe, na delikatnych hopkach wypiął mi się, ni z gruchy ni z pietruchy, lewy but. Pech chciał, że było to tuż przed "wyskokiem" na hopkę. Próbowałem się jakoś utrzymać rękami, ale przy obrocie prawą korbą uderzyłem nią w ziemię, straciłem równowagę i przeleciałem przez kierownicę, a nade mną tak samo przekoziołkował nade mną rower. Przejechałem prawym bokiem po ściółce leśnej i poobcierałem się trochę, ale chyba niegroźnie. Natomiast kciuk mnie boli i przy zginaniu trochę boli.
Po przewrotce wstałem, otrzepałem się i dokończyłem pętlę. Morał z historii jest taki, że nie wolno jeździć w spdach na wyrąbanych pedałach... Całe szczęście, że nic poważnego się nie stało, a było blisko. Jak potem oglądałem to miejsce, to przeleciałem nad/obok pniaka. Ktoś czuwa nade mną.