Na dobry początek... :D
Piątek, 4 marca 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Treningi
Taka piękna pogoda, ciepło, słonecznie, miło. Czas przełożyć oponę z trenażerowej na bieżnik :) Grześ już dzwoni, ja się jeszcze ubieram. Wychodzę cały rozpomieniony i zadowolony, że pierwszy raz w tym roku trening w terenie i to na trasie w pychowicach. Super :D
Podjeżdżam do Grzesia, oglądam jego nowe malowanie ramy... cud, miód, orzeszki... Jedna z najciekawszych ram jakie widziałem. Nie ma co opisywać, bo to warto po prostu zobaczyć. Będzie na cyklokarpatach, więc zapraszam.
Wróćmy do treningu, jedziemy, "płaczemy", że takie czyste były rowery przez zimę i już upaprane :D, ale jest tak fajnie, że nawet ciężko to opisać. Po około 15 minutach dojazdu do Pychowic, w końcu wjeżdżam na pierwszą górkę po kamyczkach. Redukuję z tyłu no i BACH! Urwany hak i przerzutka wkręcona w szprychy. POSZŁA W C***. Piękny "początek sezonu". Nawet nie dojechaliśmy do linii startu :) Co ciekawe wcale się nie zdziwiłem, bo mi się przypomniało, że przed zimą miałem podobną sytuację w lesie, tyle, że szybko się zorientowałem co się dzieje i uratowałem przerzutkę i hak. Niestety przerzutka miała luzy i prawdopodobnie to spowodowało, że wkręciła się w szprychy (to była 4 zębatka licząc od największej).
Szczęście w nieszczęściu było ciepło, nie byłem sam i co najważniejsze było blisko do Grześka. Tak że podprowadziłem rower i wziąłem od niego szosę :) Na szosie pojechaliśmy na tor kajakowy, podem na kopiec Piłsudskiego i do zoo. Potem zrobiłem podjazd pod zoo na tej szosie w czasie 6:07. Szału nie ma w ogóle, ale może będzie dużo lepiej :)
Tak że dobrze, że mi Grześ pożyczył szosę, bo nie miałbym na czym trenować dopóki nie kupię przerzutki i haka. :)
Potraktuję ten incydent jako chrzest bojowy, może limit pecha się na tym wyczerpał. Pamiętam, że jak podczas jednego treningu złapałem 3 kapcie, to już przez cały sezon nie złapałem kapcia na zawodach :) Może tym razem tez tak będzie :) Oby :)
Jutro basen, a 2 kwietnia zawody w Pychowicach. Była to niespodzianka, że tak wcześnie, dlatego nie ma szans, żebym zdążył do tego czasu złożyć nowy rower. Niestety... amortyzator w sumie jest, ale co z tego, skoro nie ma hamulców i korby... mostek i kiera też by się przydały, bo nie chcę nic z hexagona wyciągać. Tak czy siak nie rower wygrywa, a kolarz :) Jak będzie forma, sprzęt nie nawali i będzie dobre samopoczucie to nie ma mocnych :)
Podjeżdżam do Grzesia, oglądam jego nowe malowanie ramy... cud, miód, orzeszki... Jedna z najciekawszych ram jakie widziałem. Nie ma co opisywać, bo to warto po prostu zobaczyć. Będzie na cyklokarpatach, więc zapraszam.
Wróćmy do treningu, jedziemy, "płaczemy", że takie czyste były rowery przez zimę i już upaprane :D, ale jest tak fajnie, że nawet ciężko to opisać. Po około 15 minutach dojazdu do Pychowic, w końcu wjeżdżam na pierwszą górkę po kamyczkach. Redukuję z tyłu no i BACH! Urwany hak i przerzutka wkręcona w szprychy. POSZŁA W C***. Piękny "początek sezonu". Nawet nie dojechaliśmy do linii startu :) Co ciekawe wcale się nie zdziwiłem, bo mi się przypomniało, że przed zimą miałem podobną sytuację w lesie, tyle, że szybko się zorientowałem co się dzieje i uratowałem przerzutkę i hak. Niestety przerzutka miała luzy i prawdopodobnie to spowodowało, że wkręciła się w szprychy (to była 4 zębatka licząc od największej).
Szczęście w nieszczęściu było ciepło, nie byłem sam i co najważniejsze było blisko do Grześka. Tak że podprowadziłem rower i wziąłem od niego szosę :) Na szosie pojechaliśmy na tor kajakowy, podem na kopiec Piłsudskiego i do zoo. Potem zrobiłem podjazd pod zoo na tej szosie w czasie 6:07. Szału nie ma w ogóle, ale może będzie dużo lepiej :)
Tak że dobrze, że mi Grześ pożyczył szosę, bo nie miałbym na czym trenować dopóki nie kupię przerzutki i haka. :)
Potraktuję ten incydent jako chrzest bojowy, może limit pecha się na tym wyczerpał. Pamiętam, że jak podczas jednego treningu złapałem 3 kapcie, to już przez cały sezon nie złapałem kapcia na zawodach :) Może tym razem tez tak będzie :) Oby :)
Jutro basen, a 2 kwietnia zawody w Pychowicach. Była to niespodzianka, że tak wcześnie, dlatego nie ma szans, żebym zdążył do tego czasu złożyć nowy rower. Niestety... amortyzator w sumie jest, ale co z tego, skoro nie ma hamulców i korby... mostek i kiera też by się przydały, bo nie chcę nic z hexagona wyciągać. Tak czy siak nie rower wygrywa, a kolarz :) Jak będzie forma, sprzęt nie nawali i będzie dobre samopoczucie to nie ma mocnych :)